Home Gabrielle Evans [Lawful Disorder 01] Lipstick and Handguns [Siren Classic] (pdf) Gabrielle Evans Moonlight Breed 2 By the Light of the Moon Golding William Papierowi ludzie Dashiell Hammett Papierowy CzĹowiek 3.Pies Baskerville'ów 1902 2001.09 Gimp Workshop Plugin Features Barrett Gail Naleśźć do Ciebie Jacqueline Lichtenberg [Lifewave 01] Molt Brother Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Gocki ksić śźć Hill_Livingston_Grace_ _BlśźćËej_serca_07_ _śÂwietliste_strzaly |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] nym małżonku. Tyle że tym razem miała dodatkowe, uzasadnione powody. W efekcie bowiem licznych, trudnych do opowiedzenia zabiegów, serii spotkań i drobiazgowych ustaleń zdołała umówić mnie tego właśnie dnia na godzinę jedenastą rano na spotka- nie z przywódcami Frente Patriótico Manuel Rodriguez Patriotycznego Frontu imie- nia Manuela Rodrigueza. Było to z całą pewnością spotkanie najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne ze wszystkich zaplanowanych, a zarazem najistotniejsze. Frente Patriótico Manuel Rodriguez tworzą niemal wyłącznie ludzie należący do pokolenia, które jeszcze nie ukończyło podstawówki, gdy Pinochet zagarnął władzę. Front zadeklarował się jako zwolennik jedności wszystkich sektorów opozycji na rzecz obalenia dyktatury i przy- wrócenia demokracji, która pozwoli narodowi chilijskiemu stanowić w pełni samo- rządnie o własnym losie. Jego nazwa nawiązuje do postaci wielce zasłużonej dla chilij- skiej niepodległości zdobytej w 1810 roku; Manuel Rodriguez zdawał się dysponować nadnaturalną siłą, by przechytrzyć wszelkie posterunki, zarówno wewnętrzne, jak i ze- wnętrzne, i utrzymał stały kontakt między wojskami wyzwoleńczymi w Mendozie, po stronie argentyńskiej, a konspiracyjnymi siłami oporu w kraju, działającymi nadal po klęsce patriotów i ponownym przejęciu władzy przez rojalistów. Wiele elementów ów- czesnej sytuacji wykazuje bardzo wyrazne podobieństwa z obecną sytuacją w Chile. 55 Wywiad z przywódcami Frente Patriótico Manuel Rodriguez to wyróżnienie, o ja- kim marzy każdy dobry dziennikarz. Nie mogłem stanowić wyjątku. Udało mi się do- trzeć na umówione miejsce dosłownie w ostatniej chwili, a przedtem poustawiać człon- ków ekipy w rozmaitych umówionych miejscach. Przybyłem sam na przystanek autobu- sowy przy ulicy Providencia z ustalonym znakiem: aktualnym numerem El Mercurio i egzemplarzem czasopisma Que pasa? . Miałem jedynie czekać, aż ktoś podejdzie do mnie i zapyta: Jedzie pan na plażę? . Miałem na to odpowiedzieć: Nie, wybieram się do zoo . Hasło brzmiało absurdalnie, bo nikomu nie wpadłoby przecież do głowy je- chać na plażę jesienią, ale dwaj łącznicy Frente Patriótico powiedzieli mi pózniej, nie bez słuszności, że właśnie przez tę absurdalność odpadała możliwość, by ktoś użył ta- kiego zdania przez pomyłkę bądz przez przypadek. Po dziesięciu minutach, kiedy czu- łem już, że moja obecność zbytnio rzuca się w oczy w miejscu tak uczęszczanym, uj- rzałem młodego człowieka średniego wzrostu, bardzo szczupłego, utykającego na lewą nogę i w berecie, który już z daleka pozwalał rozpoznać w nim konspiratora. Podszedł do mnie, nie siląc się na żadne udawanie, a ja ruszyłem ku niemu, jeszcze zanim prze- kazaliśmy sobie hasło i odzew. Nie mogłeś się przebrać jakoś inaczej? zapytałem ubawiony wyglądasz tak, że nawet ja się domyśliłem, kim jesteś. Spojrzał na mnie raczej speszony niż zaskoczony. Bardzo się rzucam w oczy? Na milę potwierdziłem Chłopak miał poczucie humoru i nie pozował na konspiratora, co od pierwszej chwili pozwoliło złagodzić napięcie. Gdy tylko do mnie podszedł, zatrzymała się przy nas furgonetka z nazwą jakiejś piekarni; wsiadłem do niej i usadowiłem się na miejscu obok kierowcy. Krążyliśmy sporo po centrum miasta, zbierając z najróżniejszych miejsc członków włoskiej ekipy. Pózniej zostawiono nas w pięciu różnych punktach, potem znów rozwożono różnymi samochodami, a na koniec ponownie zebrano w kolejnej furgonetce, gdzie leżały już kamery, światła i sprzęt nagłaśniający. Czułem się tak, jak- bym grał w filmie szpiegowskim. Aącznik w berecie o twarzy konspiratora zniknął przy którejś kolejnej rundzie i nigdy więcej go nie widziałem. Zamiast niego pojawił się kie- rowca obdarzony swoistym poczuciem humoru i niebywale zasadniczy. Usadowiłem się obok niego, reszta ekipy rozmieściła się z tyłu, w części przeznaczonej na towar. Zrobimy sobie przejażdżkę powiedział poczujecie zapaszek chilijskiego morza. Nastawił radio na cały regulator i zaczął krążyć po mieście, aż sam straciłem orien- tację, gdzie jesteśmy. To mu jednak nie wystarczyło: kazał nam zamknąć oczy, używa- jąc chilijskiego wyrażenia, które już ulotniło mi się z pamięci: Dobra, dzieciaki: a teraz kimać . Widząc, że nie reagujemy, powtórzył w sposób bardziej zrozumiały: 56 No prędzej, pozamykać oczka i nie otwierać, póki nie powiem, bo jak nie, to ko- niec bajki. Dodał, że przy tego typu operacjach posługiwano się zawsze specjalnym rodzajem ślepych okularów, które z daleka wyglądają jak zwykłe okulary przeciwsłoneczne, ale nic przez nie widać. Niestety, zapomniał je zabrać. Włosi siedzący z tyłu nie rozumieli jego chilijskiej gwary i musiałem służyć za tłumacza. Prześpijcie się poleciłem. Z ich min wynikało, że nadal niczego nie rozumieją. Przespać się? Słyszycie, co mówię: kładzcie się, zamknijcie oczy i nie otwierajcie, póki nie po- wiem. O dziesięć boler dalej Pozwijali się w kłębki na podłodze furgonetki, a ja starałem się rozpoznać okolice, przez które przejeżdżaliśmy. Niestety kierowca oznajmił mi bez ogródek: Pana to też dotyczy, kolego, kimamy, i to już! Oparłem więc głowę o wezgłowie siedzenia, zamknąłem oczy i zatopiłem się w bole- rach, które nieustannie płynęły z radia. Bolera wiecznie żywe: Raul Chu Moreno, Lucho Gatica, Hugo Romani, Leo Marini. Czas płynął, pokolenia odchodziły, a bolero królo- wało niepokonane w sercach Chilijczyków, bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju. Furgonetka co pewien czas przystawała, dochodziły nas jakieś niezrozumiale szepty, a potem głos naszego kierowcy: To na razie . Prawdopodobnie kontaktował się z in- nymi działaczami Frente Patriótico, którzy czekali nań w określonych miejscach i prze- kazywali mu informacje co do dalszej drogi. Raz spróbowałem otworzyć oczy, myśląc, że tego nie zauważy, ale wtedy odkryłem, że ustawił lusterko wsteczne w taki sposób, że mógł prowadzić, bądz rozmawiać z łącznikami, nie spuszczając z nas wzroku. Bez takich numerków! ostrzegł w pewnej chwili. Jak mi ktoś otworzy oczy, zawracamy do domciu i cześć pieśni. Zamknąłem więc oczy ponownie i zacząłem wtórować radiu: Que te quiero, sabras que te quiero. Włosi leżący w tyle na podłodze podchwycili melodię. Kierowca rozpro- mienił się. Tak jest, dzieciaki, pośpiewajcie sobie, dobrze wam to idzie. Jesteście w dobrych rękach. 57 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||