Home
Marquez Gabrie Garcia Na falszywych papierach w Chile
Golding William Papierowi ludzie
Quentin Patrick Człowiek w matni
DENNIS LEHANE Brudny szmal
Nadzór
Douglas Arthur ZśÂ‚oto z Porto Bello
Dynastia Kinca
Anty teoria literatury ebook demo
kubus fatalista i jego pan_1
Zaginiony symbol prawda i fikcja Tim Collins
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Morelli i Studs wrócili do naszego stolika.
    - Ale wy, chłopcy, jesteście porywczy - powiedziałem.
    - Porywczy - powtórzył Studs i roześmiał się. - Cha, cha, cha.
    Morelli był powa\ny.
    - To szemrany typek. Jak taki zaczyna rozróbę, to nie ma co czekać. Trzeba rąbać,
    póki czas, bo jak się facet rozochoci, mo\e być za pózno. Widzieliśmy ju\ takie numery, nie,
    Studs?
    - Jakie numery? - zapytałem. - Przecie\ on nic nie zrobił.
    - Niby prawda - powiedział Morelli wolno. - Ale czasami czuje się pismo nosem. śle
    mówię, Studs?
    - Yhm, to nieobliczalny facet - przytaknął Studs.
    23
    Przed drugą po\egnaliśmy się ze Studsem i Morellim i wyszliśmy z baru  Pod
    Fuzlem . Dorota skuliła się w rogu taksówki.
    - Niedobrze mi - oznajmiła. - Będę chora.
    Powiedziała to takim tonem, \e trudno było wątpić.
    - To ta wódka - oświadczyła Nora. Poło\yła mi dłoń na ramieniu. - Twoja \onka jest
    pijana, Nick. Słuchaj, musisz mi wytłumaczyć, co właściwie zaszło. Wszystko dokładnie, ale
    nie teraz, jutro. Oni są wspaniali. Nie rozumiałam połowy z tego, co mówili i robili.
    - Słuchajcie - powiedziała Dorota. - Nie mogę w takim stanie wrócić do ciotki Alicji.
    Dostałaby ataku.
    - Nie powinni byli tak bić tego grubasa - ciągnęła Nora. - Chocia\ mo\e to i było
    śmieszne na swój okrutny sposób.
    - Chyba lepiej wrócę do mamusi - oświadczyła Dorota.
    - Jeleń nie ma chyba nic wspólnego z ogrodem zoologicznym - stwierdziła Nora. - A
    co to jest pinda, Nick?
    - Dziewczyna.
    - Musiałabym budzić ciocię Alicję, bo nie mam klucza.
    - Kocham cię, Nicky - powiedziała Nora - bo tak ładnie pachniesz i znasz takich
    fascynujących ludzi.
    - Nie będzie wam bardzo nie po drodze, jeśli mnie podrzucicie do mamusi? - zapytała
    Dorota.
    - Nie - odparłem i podałem adres Mimi.
    - Jedz do nas - zaproponowała Nora.
    - N-nie - odrzekła Dorota. - Wrócę lepiej do domu.
    - Dlaczego? - spytała Nora.
    - Czy ja wiem? Powinnam chyba wrócić. Rozmawiały na ten temat, dopóki taksówka
    nie zatrzymała się przed hotelem Courtland. Wysiadłem i pomogłem wysiąść Dorocie.
    Uwiesiła się bezwładnie na moim ramieniu.
    - Wpadnijcie na minutkę, błagam.
    - Ale tylko na minutkę - odparła Nora i wysiadła z taksówki.
    Kazałem szoferowi czekać. Wjechaliśmy na górę. Dorota nacisnęła dzwonek.
    Otworzył Gilbert w pi\amie i szlafroku. Podniósł rękę ostrzegawczym gestem i powiedział
    stłumionym głosem:
    - Jest policja.
    Z salonu rozległ się głos Mimi:
    - Kto to, Gil?
    - Państwo Charles z Dorotą. Mimi ukazała się w drzwiach salonu.
    - Nie mogliście się zjawić bardziej w porę. Nie wiedziałam zupełnie, co robić.
    Miała na sobie atłasowy szlafrok, zarzucony na ró\ową jedwabną nocną koszulę. Jej
    twarz była równie\ zaró\owiona, ale bynajmniej nie zdradzała przejęcia. Zignorowała Dorotę,
    jedną ręką uścisnęła dłoń Nory, drugą - moją.
    - Teraz mogę się ju\ nic nie martwić i spuścić się całkowicie na ciebie, Nick. Musisz
    poradzić biednej, głupiej kobiecie.
    - Bajer! - powiedziała za moimi plecami Dorota, niezbyt głośno, ale z du\ą dozą
    uczucia.
    Mimi nie pokazała po sobie, czy słyszy komentarz córki. Pociągnęła nas za ręce w
    stronę salonu, szczebiocząc przez cały czas.- Znacie porucznika Guilda. Jest bardzo miły, ale
    nie wiem, czy nie nadu\yłam jego cierpliwości. Jestem taka... taka zaskoczona... Ale teraz,
    kiedy Nick jest tutaj...
    Weszliśmy do salonu. Guild powiedział  Cześć do mnie i  Dobry wieczór pani do
    Nory. Drugi mę\czyzna, ten sam, którego Guild nazywał Andym i który przeprowadzał u nas
    rewizję w dniu wizyty Morellego, kiwnął głową i mruknął coś w naszą stronę.
    - Co się stało? - zapytałem.
    Guild łypnął na Mimi kącikiem oka, po czym spojrzał na mnie i powiedział:
    - Policja bostońska zastała Jorgensena czy Keltermana, jak pan woli, u jego pierwszej
    \ony i zadała mu w naszym imieniu parę pytań. Najwa\niejsza odpowiedi brzmi, \e nie miał
    nic wspólnego z zabójstwem Julii Wolf, a pani Jorgensen mo\e to potwierdzić, bo ukrywa
    coś, co niezbicie dowodzi winy Wynanta. - Znowu spojrzał z ukosa na Mimi. - Ale szanowna
    pani jakoś nie zdradza ochoty do powiedzenia tak albo nie. Jeśli mam być szczery, panie
    Charles, to absolutnie nie wiem, co o niej myśleć.
    Rozumiałem go a\ za dobrze.
    - Pewnie jest przestraszona - zauwa\yłem, a Mimi zrobiła natychmiast wystraszoną
    minę. - Czy Jorgensen ma rozwód z pierwszą \oną?
    - Nie, jeśli wierzyć pierwszej \onie.
    - A\e jak pies, głowę dam! - wykrzyknęła Mimi.
    - Ciii... - uspokoiłem. - Czy Jorgensena przywiozą, do Nowego Jorku?
    - Wygląda, \e zrobi wszystko, \ebyśmy się musieli starać o ekstradycję. Chłopcy z
    Bostonu mówią, \e cały czas się awanturuje o adwokata.
    - Zale\y wam na nim bardzo?
    Guild wzruszył barczystymi ramionami.
    - Tylko jeśli nam to pomo\e w sprawie tego morderstwa. Nic mnie nie obchodzą jego
    dawne grzeszki ani bigamia. Nie mam zwyczaju mieszać się do spraw, które nie nale\ą do
    moich kompetencji.
    Zwróciłem się do Mimi:
    - I co będzie?
    - Mogłabym z tobą pomówić na osobności? Popatrzyłem na Guilda, który rzekł:
    - Jeśli to ma pomóc.
    Dorota dotknęła mojego ramienia.
    - Nick, wysłuchaj najpierw mnie. Ja. Urwała. Wszyscy na nią patrzyli.
    - Co takiego? - zapytałem.
    - Ja... ja muszę z tobą najpierw pomówić.
    - To mów.
    - Ale w cztery oczy - powiedziała. Poklepałem ją po ręce.
    - Pózniej.
    Mimi zaprowadziła mnie do swojego pokoju i starannie zamknęła drzwi. Usiadłem na
    łó\ku i zapaliłem papierosa. Mimi, oparta o drzwi, uśmiechała się do mnie bardzo łagodnie i
    ufnie. Minęło tak z pół minuty.
    - Prawda, \e mnie lubisz, Nick. - odezwała się w końcu, a poniewa\ nie
    odpowiedziałem, spytała: - Nie lubisz mnie?
    - Nie.
    Prychnęła śmiechem i ruszyła w moją stronę.
    - Chcesz powiedzieć, \e nie pochwalasz mojego postępowania. - Usiadła koło mnie na
    łó\ku. - Ale lubisz mnie na tyle, \eby mi pomóc?
    - To zale\y.
    - Od cze...
    Drzwi się otwarły i weszła Dorota.
    - Nick, muszę z tobą...
    Mimi zerwała się i stanęła twarzą w twarz z córką.
    - Wynoś się stąd! - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
    Dorota drgnęła, ale odparła:
    - Nie chcę. Nie mo\esz mi...
    Mimi trzepnęła Dorotę w twarz otwartą dłonią.
    - Wynoś się stąd!
    Dorota pisnęła i przytknęła rękę do ust. Nie opuszczając jej i nie odrywając szeroko
    otwartych, przera\onych oczu od twarzy Mimi, wycofała się tyłem z pokoju. Mimi zamknęła
    za nią drzwi.
    - Musisz do nas kiedyś wpaść i pokazać, jak się posługujesz swoimi słodkimi łapkami
    - powiedziałem.
    Zdawała się nie słyszeć. Wzrok miała nieprzytomny, pogrą\ony w namyśle, wargi
    wydęte w lekkim półuśmiechu. Kiedy się odezwała, jej głos sprawiał wra\enie głębszego,
    bardziej chrapliwego ni\ zwykle.
    - Moja córunia kocha się w tobie.
    - Nonsens. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.