Home
09.Carson Aimee Wszystko po raz pierwszy
McReynolds Glenna Ten przeklęty Carson
Caine Rachel Czas Wygnania 01 Wyklć™ta
Dave Mead Stix (retail) (pdf)
James Blish Surface Tension
Lauren_Kate_ _Fallen_2 _Tormen
Crimson on the Dance Floor Stephani Hecht
Lis Agnieszka SamotnośÂ›ć‡ we dwoje
Bond Stephanie Być‡ gwiazda
FROB
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wypiekibeaty.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Muzeum Historii Naturalnej w Los Angeles.
    Zamknęła oczy i zmusiła się do myślenia, czego efektem
    był szyfr ZIP, którego używała setki razy w ciągu ostatnich
    kilku dni.
    - Dziewięć, zero, zero, zero, siedem. Zadzwonię do Lois
    osobiście, po czym oddam mu słuchawkę, niech rozmawia z
    ekspertem, a nie z nikomu nieznanym naukowcem z jakiegoś
    zachodniego uniwersytetu...
    Niech cię diabli wezmą, Kit.
    Przesunęła się wzdłuż ściany, mając nadzieję, że trafi na
    nie zamknięte drzwi. A może znajdzie jeszcze samochód z
    kluczykami w stacyjce, z mapą na przednim siedzeniu i w
    dodatku bilet na samolot, którym mogłaby odlecieć
    gdziekolwiek, i jedzenie, coś lekkiego i nietłustego.
    Lista życzeń stawała się coraz dłuższa, aż wreszcie
    Kristine wyobraziła sobie, że siedzi w hotelu Ritz Carlton,
    zanurzona w pachnącej kąpieli, a obsługa mówiąca po
    angielsku z amerykańskim akcentem spełnia wszystkie jej
    polecenia.
    Grzechocący dzwięk gwałtownie przywrócił ją do
    rzeczywistości. Drzwi, których nie mogła znalezć, otworzyły
    się, skrzypiąc zardzewiałymi zawiasami. Do pomieszczenia, w
    którym siedziała, wdarła się smuga światła. Stojąc blisko
    ściany, wyżłobiła w niej palcami rowki i wydała zupełnie
    niekobiecy okrzyk przerażenia. Stał przed nią mężczyzna,
    który włamał się do jej domu, którego twarz widziała w
    przebłyskach świadomości. Miał ogromne ręce, długie,
    muskularne nogi i ogromną klatkę piersiową. Za skarby nie
    mogła sobie wyobrazić, dlaczego chciał zdobyć warkocz Kita
    i przytroczyć do pasa jako trofeum.
    - To ja jestem tym Turkiem - powiedział i dziki uśmiech
    rozjaśnił jego twarz nieokreślonego pochodzenia.
    Ilu jeszcze takich kulturowych mieszańców porusza się po
    płaskowyżu tybetańskim, zastanawiała się Kristine.
    - A ty jesteś moja.
    Zwietnie, pomyślała, po prostu znakomicie. Do diabła z
    tobą, Kit. Straciłam rachubę czasu i nie wiem, kiedy mnie
    porwano, ale jeśli ty nie jesteś przynajmniej w połowie drogi,
    aby mnie stąd wyrwać, to mogę znalezć się w sytuacji bez
    wyjścia.
    Kit zgrabnie zeskoczył z grzbietu klaczy i puścił lejce.
    Przebył Ocean Spokojny i prawie drugie tyle drogi w cztery
    dni, zapuszczając się w głąb zakazanego lądu, byle bliżej
    obozowiska Turka. Jego własny dom stał trzysta kilometrów
    na południe, za rzeką Tsangpo i ścianą Himalajów. Nie
    pojechał tam. Przybył prosto tu, po Kristine i po głowę Turka.
    Już od Szanghaju był na ich tropie, ale ciągle wymykali mu
    się z rąk, a poza tym od chwili przekroczenia granicy Chin
    ścigały go władze. Teraz nie mogły go już dosięgnąć. Był w
    Tybecie, w cieniu gór, gdzie panowała cisza i pustka, a ziemia
    pozostała nie zmieniona przez człowieka.
    Zwiatło w odcieniach różu i błękitu igrało po okolicy,
    kładąc się purpurą i czerniona dnie kanionów. Ziemia mieniła
    się barwami: czerwienią, szarościami z domieszką ochry,
    brązami.
    Usiadł na brzegu urwiska, czekając, zachwycony
    fascynującą grą świateł i smagany podmuchami nie ustającego
    wiatru. Stojący za nim koń parsknął i odrzucił głowę.
    Poruszyły się dzwonki uprzęży i powietrze wypełniła muzyka,
    przerywając absolutną ciszę panującą na obszarze od gór aż po
    północny horyzont. Sekundy zmieniały się w minuty, minuty
    w godziny i na niebie pojawił się księżyc. Kit ciągle czekał,
    raz spokojnie, a raz tracąc cierpliwość. Czekanie dobiegło
    końca tuż przed świtem. Z wolna rozprostował nogi i podniósł
    się na kolana, odstawiając aluminiowy kubek z herbatą.
    Daleko w dole, na dnie kanionu zobaczył światła, które to
    pojawiały się, to znikały między nierównościami terenu. To
    była karawana podążająca na zachód, gdzie na swego pana i
    na jego zdobycz czekała forteca.
    Kit zagwizdał cicho i koń ostrożnie zbliżył się do zejścia
    wzbijając kopytami tumany kurzu. Zatrzymał się, wyjął broń z
    futerału przytroczonego do siodła i załadował pojedynczy
    nabój. Położył się płasko na ziemi, oparł kolbę o ramię i
    spojrzał przez celownik. Chwilę pózniej echo wystrzału odbiło
    się rykoszetem od ścian kanionu, a jedna z latarni zapłonęła
    ogniem. Pozostałe świata szybko zniknęły w ciemności, znać
    pogaszone przez ludzi, którzy je trzymali.
    Turek dostał ostrzeżenie i wiedział, że ktoś go ściga.
    Kiedy dotrze do domu, upewni się, kto depcze mu po piętach i
    skończą się wszelkie ostrzeżenia.
    Kit wstał, przytroczył metalowy kubek do siodła, schował
    broń, wskoczył na grzbiet klaczy i skierował się w góry, do
    Chatren - Ma.
    Kristine szybko zorientowała się, że określenie
     barbarzyńca" jest dość nieprecyzyjne. Ktokolwiek spożyłby
    chociaż jeden posiłek z Turkiem, nie odważyłby się nazwać
    Kita nieokrzesanym. Turek jadł bez użycia sztućców, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.