Home
Jules Verne 800 Leagues on the Amazon
verne_archipel_en_feu
Verne Juliusz KrĂłl przestrzeni
Lilley R.K. Pod samym niebem
M315 Schematic
Narzeczeni mimo woli
02 Trish Wylie śąycie jak romans
Cornick Nicola 01 Kobieta z zasadami
Forester Cecil Scott PowieśÂ›ci Hornblowerowskie 06 (cykl) Szcz晜›liwy Powrót
William Shatner Tek War 01 Tek War
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    towarzyszom o życzeniu czarownika.
    - I ty w samej rzeczy chcesz udać się do króla negrów? - zapytał strzelec.
    - Naturalnie, ci ludzie zdają się być dla nas bardzo dobrze usposobieni; powietrze spokojne, nie ma
    wiatru, więc o "Victorię" nie mamy się czego obawiać.
    - Ale co tam będziesz robił?
    - Bądz spokojny, kochany Dicku, kilku małymi środkami lekarskimi będę umiał się z zadania
    wywiązać; - po czym, zwróciwszy się do tłumu, rzekł:
    - Luna chce ulitować się nad waszym drogim władcą i nam powierzyła uleczyć go. Niech się
    przygotuje do przyjęcia nas!
    Okrzyki, śpiewy wzmogły się po tych słowach i cała ludność została w ruch wprawioną.
    - Teraz moi przyjaciele - powiedział doktór - musimy wszystko ostrożnie przygotować; być może, że
    okoliczności zmuszą nas do bardzo szybkiego odwrotu. Dick pozostanie w łodzi i utrzyma za pomocą
    dmuchawki tlenowodorowej dostateczną siłę wzlotu. Kotwica jest dobrze umocowaną, niema więc
    czego się obawiać. Ja zejdę na ziemię, a Joe może mi towarzyszyć, ale pozostanie na stopniu drabiny.
    - Czy sam zamierzasz wejść w paszczę tego czarnego?
    - Panie Samuelu - zawołał Joe - ja pójdę z panem!
    - Nie, sam pójdę, ci dobrzy ludzie wmawiają sobie, że wielka bogini Luna zstąpiła do nich, aby im
    złożyć wizytę, przesąd ich zapewnia mi bezpieczeństwo. Nie obawiajcie się zatem i niechaj każdy
    zostanie na przeznaczonym dlań posterunku. - A więc, jak chcesz -
    odpowiedział strzelec.
    Krzyki tuziemców wciąż się wzmagały, domagali się coraz energiczniej działania niebios.
    - Patrzcie! - zauważył Joe. - Zdaje mi się, że oni nieco za despotycznie występują przeciwko dobrej
    Lunie i jej boskim synom!
    Doktor zeszedł na ziemię, zaopatrzony w podróżną apteczkę, wyprzedzany przez Joego, który usiadł z
    powagą, jak godności jego przystało, na stopniu drabiny. Siadł podług zwyczaju arabskiego z
    założonymi nogami i część tłumu otoczyła go z uszanowaniem. Podczas tego doktór wśród odgłosu
    rżniętych instrumentów i religijnych tańców tłumu powoli szedł w kierunku królewskiego "Tembe",
    znajdującego się w dość znacznej odległości od miasta.
    Była wówczas godzina 3-cia i słońce świeciło tak jasno, jakby i ono chciało uświetnić zejście synów
    Luny na ziemię.
    Fergusson kroczył z godnością czarodzieja. Wkrótce przyłączył się do niego syn sułtana, dość
    przyzwoicie wyglądający młodzieniec. Rzucił się on przed synem Luny na ziemię, ten jednakże
    polecił mu wstać.
    Po upływie trzech kwadransów procesja po cienistej ścieżce wśród pięknej tropikalnej roślinności
    przybyła do pałacu sułtana, czworokątnego gmachu, zwanego "Ititenga".
    Fergusson został przyjęty z wielkimi honorami przez straż przyboczną i ulubieńców sułtana, ludzi
    pięknej rasy ze szczepu Wanyanwesy i udał się do wnętrza pałacu.
    Pomimo choroby sułtana, hałas z chwilą przybycia pochodu wzmógł się znacznie. Fergusson
    zauważył zawieszone u drzwi ogony zajęcy i żubrów, które uważane są tutaj jako talizmany.
    Czereda niewiast sułtańskich przyjęła go wśród harmonijnych odgłosów rozmaitych miejscowych
    instrumentów. Niewiasty odznaczały się urodą, śmiały się wesoło i paliły fajki.
    Sześć z nich było odłączonych od innych, oczekiwały śmierci, pomimo to były tak samo wesołe jak
    reszta.
    Po śmierci sułtana miały być żywcem z nim zagrzebane, celem rozweselenia go podczas wiecznej
    samotności.
    Po przejrzeniu całego wnętrza budynku, Fergusson przystąpił do drewnianego łóżka władcy.
    Ujrzał wówczas mężczyznę około lat 40 liczącego, którego zdrowie zniszczyły orgie wszelkiego
    rodzaju; nie było dla niego żadnego ratunku. Choroba jego trwająca od wielu lat, wynikła skutkiem
    nałogowego pijaństwa.
    Ulubieńcy i kobiety zgięły kolana podczas tej uroczystej wizyty.
    Kilku kroplami silnego środka udało się doktorowi na parę minut ożywić zdrętwiałe ciało.
    Sułtan poruszył się, co wywołało wśród zebranych entuzjazm i ożywione okrzyki na cześć lekarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.