Home
0997. Braun Jackie Najpiękniejsza muzyka
Jan PaweśÂ‚ II Encyklika (Redemptoris Missio)
01. Bretton Barbara Blaski i cienie Hollywood Tylko ty
Werfrand
62 Pora przypśÂ‚ywu
Alastair J Archibald Grimm Dragonblaster 02 Weapon of the Guild
Laurell K. Hamilton Meredith Gentry 01 A Kiss Of Shadows
Connor Kerry Romans i Sensacja Pozdrowienia z Rosji
Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lata
Harry Houdini Miracle Mongers And Their Methods
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Usłyszał jej kroki na korytarzu. Wpatrywał się w otwarte drzwi. Weszła pewnie
    do pokoju. Znów miała na sobie kostium w odcieniu błękitnym. Wyglądała
    wspaniale.
    - Cześć - rzucił niepewnie.
    - Cześć, Slade - odparła lekko. Tylko ona wiedziała, ile ją to kosztowało. Serce
    biło jak oszalałe od chwili, kiedy usłyszała, kto składa jej wizytę.
    - To prawdziwa niespodzianka - dodała, starając się utrzymać bezpieczny
    dystans między nimi.
    - Wiedziałem, \e tak będzie - powiedział to tylko dlatego, \e zupełnie nie
    wiedział, co powinien powiedzieć. Nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała
    tak ślicznie... Z drugiej strony jakby nie ta sama, co na ranczo. Mo\e nie
    powinien w ogóle tu przyje\d\ać?
    - Siadaj, proszę. - Usiadła na krześle.
    - Dziękuję. - Wcią\ nie był pewien, co powinien zrobić. Oboje zachowywali się
    jak zupełnie obcy ludzie. Wypełniły go wspomnienia z Montany. Trący bardzo
    się kontrolowała, była zbyt spokojna. To zle wró\yło.
    - Przyjechałem w tej sprawie - powiedział, wyjmując dokumenty z wewnętrznej
    kieszeni marynarki.
    - Chodzi o sprzeda\. Rozumiem. Niestety, dopiero dziś przyszło mi do głowy,
    \e mogą być z tym pewne problemy.
    Serce biło jak oszalałe. Był taki przystojny. Zwietnie wyglądał w ciemnym
    garniturze i białej koszuli. Do tej pory widywała go wyłącznie w d\insach.
    Garnitur doskonale na nim le\ał, był bardzo precyzyjnie skrojony i dopasowany
    do jego szerokich ramion i wąskich bioder.
    - Jeden z moich księgowych dzwonił dziś na ranczo. Rozmawiał z Rachelą.
    Powiedziała, \e wyjechałeś na kilka dni. Mieliśmy zamiar dzwonić do ciebie
    pod koniec tygodnia.
    - W sprawie...?
    - Tej sprzeda\y oczywiście. Poniewa\ nie odesłałeś nam umowy... No, có\,
    rozumiem, \e nasza oferta nie usatysfakcjonowała cię wystarczająco.
    - Przypuszczałaś, \e ją przyjmę?
    - Prawdopodobnie nie przemyślałam tego kroku. Zapadła cisza. Oboje czuli się
    niezręcznie. Pierwsza
    odezwała się Trący:
    - Mo\e napiłbyś się czegoś? Na co masz ochotę? - Cokolwiek masz pod ręką.
    Wstali oboje.
    - Mam tu prawie wszystko.
    - Poproszę szkocką z wodą.
    Trący podeszła do półek z ksią\kami. Nacisnęła guzik i ściana rozstąpiła się
    ukazując dobrze zaopatrzony barek.
    - Przyniosę trochę lodu - powiedziała i wybiegła z pokoju.
    Slade był zaskoczony rozmiarami i ró\norodnością wnętrza barku. Podszedł
    bli\ej. Tak, to miejsce bardzo ró\niło się od  Double J". Nic dziwnego, \e Trący
    była tu inną osobą ni\ na ranczo.
    Wróciła niosąc srebrny kubełek z lodem. Zaczęła przygotowywać drinka dla
    Slade'a.
    - Rachela nie wspominała, \e jesteś w drodze do San Francisco.
    - Sama wiesz, jaka ona jest - odparł wymijająco. Trący spojrzała na niego.
    - Tak, rzeczywiście. Nie lubi plotkować, prawda? Po raz pierwszy spojrzeli
    sobie prosto w oczy.
    Zauwa\yła, \e zrozumiał, co chciała powiedzieć.
    - Proszę bardzo. - Wręczyła mu szklankę. Wtedy ich palce zetknęły się na
    ułamek sekundy. Poczuła, jak przebiegł ją prąd.
    - A ty nic nie pijesz?
    -Tylko trochę wody sodowej. - Wrzuciła do szklanki kilka kostek lodu i wlała
    wodę. - Ostatnio mój \ołądek nie znosi nic innego.
    śałowała, \e to powiedziała. Nie powinna. - To nic powa\nego, w ka\dym razie.
    - Dodała szybko. - Powiedz, co u Bena? - spytała.
    - Ju\ chodzi. Niezle mu to idzie. Ale wcią\ mocno kuleje. Lekarze zabronili mu
    jazdy konnej, przynajmniej przez miesiąc, ale on nic sobie z tego nie robi.
    - Domyślam się... A Rachela? Wszystko w porządku?
    - Tak. Matkuje Benowi i wygląda na to, \e sprawia jej to przyjemność. A ty, jak
    się czujesz? Oczywiście poza sensacjami \ołądkowymi.
    - Dobrze, całkiem dobrze. Jestem bardzo zajęta. Większość czasu spędzam w
    biurze. Zwykle jeszcze nie ma mnie w domu o tej porze.
    - A dlaczego dziś jesteś?
    - Nie czułam się najlepiej.
    - Kłopoty z \ołądkiem, złe samopoczucie. Trący, czy nie powinnaś
    porozmawiać z lekarzem?
    - To nic takiego, pewnie tylko nerwy. - Znowu pomyłka, teraz będzie dopytywał
    się o stan jej nerwów.
    - Jeśli masz zamiar zostać w mieście przez kilka dni, to wpadnij do biura. Tam
    uzgodnisz z moim głównym księgowym wszystkie szczegóły. Tą sprawą
    zajmuje się Kyle Wetherby.
    - Nie ty?
    - Nie. Kyle jest moją prawą ręką. To on ustalał wszystko z prawnikami. - Byłeś
    ostatnio na Big Bluff?
    - Kilka razy. Sprawdzałem, czy wszystko jest gotowe na sezon myśliwski.
    Sześciu albo siedmiu przyjaciół będzie korzystać z ambony przez kilka tygodni.
    - śeby upolować jelenia?
    - Albo łosia.
    Zapadła krępująca cisza. Temat się wyczerpał. Urwała się przyjacielska
    pogawędka o dawnych znajomych. Trący nerwowo popijała wodę. Slade robił to
    samo ze swoja szkocką.
    Zastanawiała się, po co naprawdę przyjechał? Przecie\ wszystkie szczegóły
    dotyczące sprzeda\y mo\na było omówić przez telefon.
    Nie mogła się uspokoić. Nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała, \eby ju\ sobie
    pojechał i jednocześnie miała nadzieję, \e tego nie zrobi.
    Ciszę przerwał Slade:
    - A co powiedziałabyś na wspólną kolację?
    - Kolację? - Nie ukrywała zaskoczenia.
    - Nie znam miasta zbyt dobrze, ale mam nadzieję, \e ty znasz jakieś miłe
    miejsce.
    - No, có\. Nie wiem...
    - Miałaś inne plany?
    Zastanawiała się przez chwilę. Przecie\ to było głupie. Oboje starali się nie
    myśleć o tym, co nieuniknione.
    - Nie, Slade, to nie jest dobry pomysł - powiedziała cicho.
    Przyglądał się jej przez dłu\szą chwilę:
    - Widzę, \e wcią\ nie mo\esz dać sobie z tym rady.
    - Nie umiem... - głos się jej załamał.
    - A czy kiedykolwiek będziesz umiała?
    - Nie wiem.
    Slade dopił drinka i odstawił pustą szklankę na szklany stolik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.