Home Long Julie Anne Nieuchwytny ksiaze garth_nix_ _cykl_stare_królestwo_03_ _abhorsen 4 Dead to the World Goodnight Linda Nie bój sić miśÂośÂci Jordan_Penny_Goracy_temat_07 Glen Cook Garrett 03 Cold Copper Tears Dictionary of the Vulgar Tongue(1) Philip K.Dick Ubik Crowe Evelyn Tak trudno zapomnieć 66 śąycie jak teatr Craven Sara |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] innego? Tyle już czasu minęło od wysłania listu do niej& Z determinacją odsuwam od siebie ciężkie myśli. Zawsze jestem owcą pożeraną przez świątecznego wilka. Ostatnio pani w szkole zadała blizniakom zadanie plastyczne Magia świąt. Dzieciaczki przydreptały do mnie po pomoc. Miałam ochotę im wykrzyczeć, że magia świąt to blichtr, obżarstwo i wyrzucanie pieniędzy na śmietnik. Ugryzłam się w język. Przecież święta tak naprawdę istnieją tylko w dzieciństwie. Gdzie się podziało we mnie to dziecko, które potrafiło je obudzić? Z kubkiem czekolady na gorąco siadam przed szamanem z Doliny Krzemowej. Muszę jakoś zaleczyć świeży zadzior od mamy. Sprawdzając pocztę, z ławicy różnej maści bzdur wyławiam couchsurfingowego maila, który inspiruje mnie do kilku spontanicznych i radykalnych kroków. House sitter needed Hi, my lovely rural cottage will be free from 22nd December 2nd January. It s 6 kilometers from Lutowiska in Bieszczady region and it s in a very beautiful rural location. Ideal for a retreat at Christmas time. If you are at all interested there is more information and pictures on my profile. Many thanks Sophia 2 W ciągu półtorej minuty decyzja zostaje podjęta i wiadomość wysłana. Po czterdziestu pięciu minutach przychodzi odpowiedz. Hi, Maja, I saw your profile. You seem to be just the right person. It would be ideal if you could come pretty early on the 22nd December as I would like to show you around. I have a few goats (three to be exact) to look after, two cats and a dog. I hope you don t mind. See you on Thursday. Get in touch if any questions spring up. I m sending you my phone number and my address 3. S. Przyglądam się tym wieściom z rojem motylków w brzuchu. Zaczynam mieć wątpliwości, czy pomysł spodoba się mojemu rodzinnemu ludkowi. Wieczorem uzbrajam się w litanię argumentów za . Co? Mąż patrzy na mnie tak, jakbym powiedziała, że spędzimy Wigilię w drodze na Marsa. No przecież to fantastyczna okazja! wykrzykuję. Wyobrażam sobie minę twojej mamy, jak się dowie, że na święta jedziemy opiekować się stadem zwierzaków w bieszczadzkiej głuszy. Wojtek zaparza herbatę, rozlewając wrzątek po blacie. Po pierwsze, nie stadem zwierzaków, tylko trzema kozami, dwoma kotami i psem. Po drugie, odkąd tak bardzo zależy ci na opinii mojej mamy? Zabieram herbatę, rzucając mu przed nos czystą gąbkę. Zależy mi na nas. Pomyśl o dzieciach. Pytałaś, czy chcą takich świąt? Nerwowymi ruchami ściera mokry blat. Obserwuję go w milczeniu. No właśnie, mamo, my chcemy mieć Wigilię u babci! Franek z buzią pełną twarogu wiejskiego przedstawia opinię maluczkich. Dlaczego wam tak cholernie zależy na tej Wigilii u babci? pytam, dramatycznie wznosząc oczy do sufitu. No wiesz, babcia robi barszcz z uszkami i kluski z makiem, i ma cukierki na choince& Zośka wylicza zasługi mamy jak listę zakupów. Myślicie, że ja nie umiem zrobić barszczu z uszkami? protestuję. No, nigdy nie robiłaś& mamrocze zbita z pantałyku Zośka. No to zrobię wam taki barszcz, że będziecie wspominać go do Wielkanocy! A będziemy mieć choinkę? wypytuje Zośka. Jasne, pod sam sufit! obiecuję nierozsądnie. Z cukierkami? zapala się Franek. Z górą czekoladowych cukierków. To jedziemy. Oczy Zośki są jak dwie pięciozłotówki. Tylko musimy wziąć chyba bagażnik dachowy stwierdza rzeczowo Franek. Po co nam bagażnik dachowy? pyta Wojtek. No wiesz, na choinkę, słodycze& Kochanie, choinka będzie na miejscu, a słodycze zapakujemy do kieszeni kurtek wyjaśniam, racząc wszystkich dorodnym Majkowym uśmiechem. No to jedziemy! wykrzykują diablęta. Jedno za drugim i jedno przez drugie. Czy ja mam coś jeszcze tutaj do powiedzenia? Wojtek udaje zbuntowanego, ale świecą mu się oczka. Nie! Jesteś przegłosowany! obwieszczam, wygładzając mu zmarszczkę na czole rozchichotanym pocałunkiem. No to na co czekacie? Zabierać się do pakowania. Ruszamy pojutrze! woła Wojtek. Hura! Cała rodzinna gromada ląduje u niego na kolanach. Zwiąteczna ewakuacja rozpoczęta. Wyjeżdżamy bladoróżowym przedświtem. Szósta trzydzieści w końcu grudnia jest porą gestapowską. Budzik esesman rozstrzeliwuje sen, który w sennych konwulsjach wciska się jeszcze pod powieki. Zbieramy się pospiesznie, jak na ewakuację przystało. Ayk kawy, śniadanie w drodze. Borys trafia w ręce mamy, obrażonej, ale niekoniecznie smutnej. Iwona i Radek stawią się u niej jak zwykle. Czuję niemożliwą lekkość, jakby jakiś przewrotny los uwolnił mnie od siły ciążenia. Nawet pseudokolędy z radia przestają drażnić. Rodzinnym śpiewowyciem dołączamy do Presleyowskiego White Christmas, sunąc w stronę wielkiej bieli. Choć tak naprawdę biel sunie w nas. Samo południe zalewa nas toną światła. Właśnie minęliśmy Lutowiska. Drzewa zmieniają się w śniegowe trolle, droga w tasiemkę ze srebra. Krajobraz zasypuje oczy pięknem, kruszy słowa, usypia pęd. Wchodzimy w leje milczenia, z lekkim niepokojem nasłuchując meczenia kóz. Chałupka Sophie, ubrana w kożuch ze śniegu, jest jak przemycona z bajki chatka z piernika. Sophie okazuje się rudowłosą czarownicą, pół Polką, pół Irlandką, która od kilku lat bada populację wilków i pisze książki dla dzieci. Wokół chałupki owczarek kaukaski zamiata zamaszyście kitą świeży, biały pył. Koty siedzą w oknach i prężą ogony. Idziemy zobaczyć kozy. Pachną sianem i milczą jak zaklęte. Zaglądamy do drewutni, do piwniczki pełnej mydła i powidła, do lasku i nad zamarznięty strumyk. Sophie płynnie mówi po polsku, z lekką nutą mieszkańca wysp. W końcu po ponadpółgodzinnych oględzinach gospodarstwa pani od wilków (tak mówią o niej miejscowi) zaprasza nas do swojej piernikowej chatki. Zapach żywicy. Tak intensywny, że wlewa się do gardła. Na piecu suszą się kawały drewna, z jednego z nich kapie gęsty, żywiczny syrop. Obok pieca stoi koszyk orzechów i gliniany garnczek z suszonymi śliwkami. Zbiory z mojego sadu. Przyda się na wigilię mówi Sophie z czerstwym, rumianym uśmiechem. A gdzie choinka? Dzieciaczki rozglądają się dookoła z nutką niepokoju. Choinkę mam w ogrodzie. Nie zdążyłam jej ubrać, ale w kufrze na korytarzu mam pudło z bombkami wyjaśnia pani od wilków. To nie będzie choinki w domu? Zośce kręcą się w oku słone kulki. A czytałaś bajkę Andersena o choince? Sophie pochyla się nad Zośką. Nie mamrocze smutny, zbuntowany stworek. To przeczytaj sobie. Powinna gdzieś tu być! Rudowłosa czarownica pospiesznie przerzuca kilka książek na półce i wyciąga grube, wytłuszczone tomisko. Proszę, kochanie. Jak przeczytasz, to zrozumiesz, dlaczego wolę mieć żywą choinkę w ogrodzie niż martwą w pokoju. A możemy nazbierać w lesie chociaż kilka gałązek? przebąkuje nieśmiało Franek. Dobry pomysł. Z gałązek można zrobić choinkę domową. Tylko połóżcie ją na stole, bo inaczej koty zrobią sobie z niej plac zabaw ostrzega Sophie, mrużąc oczy, zielone, jak przystało na rudowłosą czarownicę. Dobra. Ja muszę się już zbierać dodaje. O dwudziestej pierwszej mam samolot z Krakowa, jakby wam się coś jeszcze przypomniało, to dzwońcie. W razie czego piszcie maile! radzi, taszcząc wielką podróżną torbę. A kozy? Co z kozami? Wojtek z lekką paniką w głosie domaga się instrukcji obsługi zwierzyńca w bieszczadzkiej głuszy. Kozy? Sophie nagle przypomina sobie o swoich podopiecznych. Trzeba je nakarmić [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||