Home Carey Mary Virginia Tajemnica Ĺmiertelnej PuĹapki Baxter Mary Lynn NajwaĹźniejsza noc Balogh Mary Ostatni walc Balogh Mary Niebezpieczny krok Higgins Jack Gra dla bohaterĂłw Az ajanlat Katie Ashley Meredith Webber Odwaśźna lekarka Barbara Kosmowska Niebieski autobus Denise A Agnew [Daryk World 03] Daryk Craving (pdf) Jeff Lindsay Dexter 3 Dexter in the Dark |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Siedziałam pomiędzy dwoma parami, starszymi ludzmi z prawej i nastolatkami z le- wej. Młodzi bez przerwy podawali sobie torebkę z prażoną kukurydzą, a dziewczyna co chwila wygłaszała komentarze na temat filmu. Kiedyś była moją ulubioną aktorką, ale teraz wcale nie wydaje mi się taka do- bra... Nawet nie próbowałam skupić uwagi na tym, co działo się na ekranie. Nie chodziło tylko o dzieciaki i kukurydzę, a także ustawiczne komentarze czy nawet ciche pochra- pywanie starszego mężczyzny obok mnie, który zapadł w drzemkę. Rozpraszał mnie fakt, że dwadzieścia dwa lata temu Rob Westerfield był podobno w tym kinie, kiedy zamordowano Andreę, i nikt nie potrafił potwierdzić, czy napraw- dę został do końca filmu. Mimo wielkiego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, nikt się nie zgłosił i nie zeznał: Siedział obok mnie . Oldham było wówczas małym miasteczkiem, a Westerfieldów dobrze znano w okoli- cy. Z pewnością Rob Westerfield, ze swoją znakomitą prezencją i pozą bogatego chłopa- ka wystarczająco rzucał się w oczy, by dostrzegano go wszędzie. Gdy siedziałam w ciem- nej sali kinowej, wyobraziłam sobie, jak Rob parkuje na stacji obsługi naprzeciwko. Twierdził, iż rozmawiał z Pauliem Stroebelem i powiedział mu, że zostawia samo- chód. Paulie kategorycznie zaprzeczał, jakoby Westerfield z nim rozmawiał. Potem Rob zeznał, że zamienił kilka słów z kasjerką i bileterem, mówiąc coś w tym sensie, jak bardzo czekał na ten film. Był naprawdę miły zeznali oboje z miejsca dla świadków, a w ich głosach brzmiało zdziwienie. Rob Westerfield nie słynął z tego, że za- chowywał się uprzejmie, zwłaszcza wobec przedstawicieli klasy pracującej. Mógł z łatwością zaznaczyć swoją obecność w kinie, a potem wymknąć się ukrad- kiem. Wypożyczyłam film, który, jak twierdził, oglądał tamtego wieczoru. Na początku są sceny, kiedy ekran jest tak ciemny, że ktoś siedzący z brzegu mógł bez trudu wyjść niezauważony. Rozejrzałam się, dostrzegłam kilka wyjść ewakuacyjnych i postanowi- łam przeprowadzić małe doświadczenie. Wstałam, przeprosiłam drzemiącego sąsiada, że go budzę, przecisnęłam się obok jego żony i skierowałam się do bocznego wyjścia w tylnej części sali. Drzwi otworzyły się cicho i znalazłam się w czymś w rodzaju alejki pomiędzy ban- kiem a kompleksem kinowym. Przed laty była tu stacja obsługi samochodów, nie bank. Miałam kopie szkiców i zdjęć, które gazety publikowały podczas procesu, pamiętałam więc położenie warsztatu. Zamknięty garaż, gdzie pracował Paulie, znajdował się za pompami i wychodził na Main Street. Parking, na którym stały czekające na naprawe samochody, był położony za stacją. Teraz urządzono tam parking dla klientów banku. 104 Ruszyłam alejką, zastępując w myślach bank stacją obsługi. Mogłam nawet wyobra- zić sobie miejsce, gdzie Rob, jak utrzymywał, zaparkował swój samochód i gdzie stał on rzekomo aż do końca filmu o dziewiątej trzydzieści. W jakiś sposób moje kroki stały się jego krokami i poczułam to, co on wówczas czuł złość, irytację, zawód, że dziewczyna, którą, jak sądził, owinął sobie dookoła palca, zadzwoniła, aby mu powiedzieć, iż umówiła się na randkę z kimś innym. To nieważne, że tym kimś był Paulie Stroebel. Spotkaj się z Andreą. Pokaż jej, kto tu rządzi . Dlaczego zabrał łyżkę do opon do kryjówki? zastanawiałam się. Przychodziły mi do głowy dwa możliwe powody. Po pierwsze, bał się, iż mój ojciec dowiedział się, że Andrea zamierza się z nim spotkać. Nie miałam wątpliwości, iż mój ojciec wydawał się Robowi grozny i przerażający. Drugi powód był taki, że zabrał ze sobą łyżkę do opon, ponieważ zamierzał zabić Andreę. Bojący dudek, bojący dudek . O Boże, jakże musiała być przerażona, gdy zobaczyła, jak podchodzi do niej, podnosi rękę, wymachuje ciężkim narzędziem... Odwróciłam się i pobiegłam alejką do miejsca, gdzie łączyła się z ulicą. Aapiąc gwał- townie powietrze ponieważ przez chwilę dosłownie nie byłam w stanie oddychać uspokoiłam się i ruszyłam do samochodu. Zostawiłam go na parkingu przed kinem po drugiej stronie kompleksu. Powietrze nadal było czyste, lecz tak jak poprzedniej nocy zerwał się ostry wiatr i temperatura gwałtownie spadła. Zadrżałam i przyśpieszyłam kroku. Kiedy przeglądałam repertuar, zauważyłam reklamę restauracji Villa Cesaere nieda- leko kina. Reklama zapowiadała tego rodzaju lokal, jakie uwielbiałam, postanowiłam więc spróbować. Miałam ochotę na włoską kuchnię, im ostrzejszą, tym lepiej. Może kre- wetki fra diavolo, pomyślałam. Po prostu musiałam pozbyć się tego straszliwego wewnętrznego chłodu, który mnie przepełniał. O dziewiątej piętnaście, kiedy zjadłam i poczułam się odrobinę lepiej, wyprowadzi- łam samochód z parkingu i pojechałam do domu pani Hilmer. Był pogrążony w ciem- nościach, a światło nad drzwiami garażu stanowiło dosyć oziębłe powitanie. Raptownie zahamowałam. Coś podpowiadało mi, abym zawróciła, pojechała do go- spody lub motelu i spędziła tam noc. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, jak nieswo- jo będę się czuła dzisiaj wieczorem. Wyjadę jutro, pomyślałam. Wytrzymam jeszcze jed- ną noc. Gdy tylko znajdę się w apartamencie, będę bezpieczna. Wiedziałam oczywiście, że to nieprawda. Kiedy poprzedniego wieczoru jadłam kola- cję z panią Hilmer, ktoś u mnie był. Nie sądziłam jednak, bym zastała tam kogoś teraz. Moje poczucie niepewności wywoływała raczej perspektywa pozostania na zewnątrz, blisko drzew, choćby tylko na kilka chwil. 105 Włączyłam przednie światła i wolno wjechałam na podjazd. Torbę podróżną zawie- rającą stenogramy z procesu, gazety i biżuterię mojej matki woziłam przez cały dzień w bagażniku samochodu. Kiedy wyszłam z restauracji, przełożyłam torbę na przednie siedzenie, tak abym po dotarciu na miejsce nie musiała jej wyjmować z bagażnika. Ostrożnie zlustrowałam wzrokiem teren wokół garażu. Nikogo tam nie było. Wzięłam głęboki oddech, chwyciłam torbę, wysiadłam z samochodu i wbiegłam po kilku stopniach prowadzących do drzwi. Zanim zdążyłam przekręcić klucz w zamku, jakiś samochód przemknął podjazdem i zatrzymał się z piskiem hamulców. Zamarłam, pewna, że zaraz zobaczę twarz Roba Westerfielda i usłyszę ów chichotli- wy odgłos, który z siebie wydawał, gdy klęczałam nad ciałem Andrei. Potem jednak błysnęła latarka, a kiedy mężczyzna podszedł bliżej, spostrzegłam, że ma na sobie mundur i że jest to posterunkowy White. Dano mi do zrozumienia, że pani się wyprowadza, panno Cavanaugh powie- dział tonem zdecydowanie nieprzyjaznym. Co pani tu robi? 24 Po kilku chwilach niezręcznego milczenia, które zapadło, kiedy wyjaśniłam, dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||