Home Carey Mary Virginia Tajemnica Ĺmiertelnej PuĹapki Baxter Mary Lynn NajwaĹźniejsza noc Clark Mary Higgins Coreczka tatusia Arthur Conan Doyle Ostatnia zagadka Sherlocka Holmesa Moody Raymond & Perry Paul Kto siÄ Ĺmieje ostatni Doyle Arthur Conan Tajemnica zśÂotego Pince nez Carol Lynne [Cattle Valley 27] Alone in a Crowd Ryan, Rio, Nate [TEB MM] (pdf) (GRZESIUK STANIS_243AW NA MARGINE) William Shatner Tek War 01 Tek War !Gerald Durrell Przecić śźona arka |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] potem, że Hartleyowi nic się nie stało. Spodziewała się w najlepszym razie złamanego nosa i podbitych oczu. Hartley bardzo powściągliwie udzielał jej informacji o tym, co stało się w ogrodzie, gdy Francis zabrał ją z miejsca, w którym odniosła swój triumf. Obiecał tylko, że nigdy więcej nie będzie musiała się kłopotać nadskakiwaniem Lionela. Nie spytał jej, czy w końcu doszła do ładu ze swymi uczuciami wobec Lionela, chociaż prawdę mówiąc spodziewała się takiego pytania. Może po prostu jej zachowanie w ogrodzie było bardziej wymowne niż słowa. Nie przyszedł też do niej do łóżka ostatniej nocy, czym sprawił jej wielki zawód. Zdarzyło się to pierwszy raz od ślubu. Samantha uroniła więc kilka łez z żalu nad sobą i ze złości. Wbrew swoim słowom Hartley musiał jednak być zdania, że wyszła do ogrodu na spotkanie z Lionelem. Tylko dlaczego nie powiedział jej tego wprost? Dręczyła się, aż w końcu zrobiła rzecz nie do pomyślenia. Sama poszła do jego pokoju, w którym nigdy przedtem nawet nie postawiła stopy. Stanęła przy łóżku Hartleya, przestępując z nogi na nogę i pochrząkując, aż w końcu się obudził. Zwyczajnie spał! - Co jest? - spytał siadając na łóżku. - Wiesz, Hartley, ja tam czekałam na ciebie - powiedziała znacznie pokorniej niż zamierzała. - Szukałam ustronnego miejsca, żebyś mógł mnie pocałować. - Och, wiem, kochanie - powiedział. Potem wyciągnął do niej ręce i przeniósłszy ją nad sobą, położył na łóżku. Zdawało się, że wcale nie ma niedowładu w prawej ręce. Okrył ją kocami. Jego łóżko było miękkie i ciepłe. - Nie wątpiłem w to ani przez chwilę. - Więc dlaczego...? - spytała. - Myślałem, że będziesz tak samo zmęczona jak ja - powiedział. - Nie zdawałem sobie 165 sprawy, jak zmartwisz się tym, że nie przyszedłem. - To nie... - zaczęła, ale uciszył ją pocałunkiem. Tej nocy się z nią nie kochał. Nie miało to jednak znaczenia. Zasnęła w okamgnieniu. No dobrze, pomyślała, teraz wyjdę do miasta. Gdyby została w domu, dzień ciągnąłby się niemiłosiernie. Postanowiła więc skorzystać z sugestii męża i wziąć ciotkę Aggy na zakupy. Uśmiechnęła się i spojrzała w oczy lustrzanemu odbiciu pokojówki. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Samantha naprawdę była zdecydowana wydać majątek. Nigdy nie zachowywała się rozrzutnie, tego dnia postanowiła jednak uczynić wyjątek. Straszna będzie jej kara. - Nie, poproszę słomkowy kapelusik - powiedziała widząc, że pokojówka podaje jej znacznie elegantsze i bardziej stonowane nakrycie głowy. Ten dzień zamierzała spędzić wesoło. Trzeba się nacieszyć ostatnim dniem w Londynie. Ostatnim, może nawet na bardzo długo. W przyszłym roku o tej porze będzie zajmowała się dzieckiem, nie zgodzi się na żadne mamki, nawet gdyby Hartley używał swego autorytatywnego tonu. A za dwa lata... hm, była pewna, że pokój dziecięcy w Highmoor jest o wiele za duży dla jednego dziecka. Pewnie za duży nawet dla dwójki dzieci. 166 ROZDZIAA SIEDEMNASTY Patrzył w ziemię, usiłując odgrodzić się i od widoku, i od dochodzących go odgłosów. Musiał się skoncentrować. Nie było to łatwe. W tej sali treningowej klubu bokserskiego Jacksona tłoczyli się rozemocjonowani kibice. Hartley nikomu nie powiedział o walce, a Bridgwater i Kneller zapewnili go, że również tego nie zrobili. Naturalnie jednak Lionel nie miał powodu, żeby milczeć, przeciwnie, w jego interesie było nadanie pojedynkowi jak największego rozgłosu. Bosy i z obnażonym torsem wyglądał dość żałośnie. Wiedział, że nawet jeśli nie brać pod uwagę jego kalectwa, i tak budową ciała znacznie ustępuje Lionelowi. Jego przeciwnik prężył się w rogu, wysoki, muskularny krótko mówiąc piękny, mając obok siebie wicehrabiego Birchley za sekundanta. Przesyłał szerokie uśmiechy wszystkim wchodzącym i głośno witał każdego po kolei. - Dobrze, że jesteś punktualny - zawołał do jakiegoś przybysza. - Rozrywka nie potrwa długo. Ale w każdym razie dłużej niż egzekucja. Najwyrazniej spodobało mu się to porównanie, wymyślone poprzedniego wieczoru, więc uznał, że warto je powtórzyć. Jackson przystał na walkę kończącą się utratą przytomności jednego z przeciwników, choć miał poważne opory. Normalnie podczas sparringów w jego klubie obowiązywały bardzo ścisłe i bardzo dżentelmeńskie reguły. Właśnie skończył wyjaśniać przeciwnikom, ich sekundantom i wszystkim, kto tylko chciał słuchać, bo w sali zapadła śmiertelna cisza, że odbędzie się nie ograniczona liczba rund, z których każda trwa trzy minuty. Po końcu rundy ciosy były zabronione, podobnie jak przed ogłoszeniem początku kolejnej. Wszystkie ciosy miały być zadawane powyżej pasa. - Zamknij się wreszcie, Jackson! - wykrzyknął ktoś z głębi sali. - Twoje pouczenia będą dłuższe od walki. Dżentelmen Jackson zmierzył winowajcę groznym spojrzeniem i poprosił o opuszczenie sali. Było to świadectwo władzy, jaką miał w czterech ścianach swego klubu, bo pan Smithers dość potulnie wymknął się za drzwi i już nie wrócił. Zbliżał się początek pierwszej rundy. Markiz Carew starał się skoncentrować, żeby pamiętać o wszystkim, czego nauczył się przez trzy lata, choć nigdy nie przypuszczał, że [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||