Home Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf) Carey Mary Virginia Tajemnica Śmiertelnej Pułapki Clark Mary Higgins Coreczka tatusia Balogh Mary Ostatni walc 52TY Bond Stephanie ZakśÂ‚ad Dave Mead Stix (retail) (pdf) Encyklika Jana PawaśÂ‚a II F 89c51rcx CSH SStC01 CBSA |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] jego zdradzie i odejściu, Hannah zaczęła przejawiać pierwsze oznaki utraty pamięci. Choć jej stan wciąż się pogarszał, dość dobrze to ukrywała, a przede wszystkim nigdy nie wylewała żalów przed córką. Na szczęście kiedy narzeczony porzucił Maud, matka jeszcze czuła się dobrze i okazała się praw dziwą opoką. Teraz córka czuła się w obowiązku zapewnić matce jak najlepszą opiekę. Oczywiście zapłaciła za to określoną cenę, poślubiając człowie ka, którego nigdy tak naprawdę nie pokochała. Również po to, by zapewnić matce godziwy byt. Nigdy nie żałowała swej decyzji. Bez względu na to, co stałoby się z nią lub z Seymourem, Hannah nie zabraknie środków do życia. Wydawało się jej, że słyszy jakiś dzwięk do chodzący z pokoju matki, dlatego wstała i podeszła do drzwi. Ostrożnie zajrzała do środka. Hannah spała, przykryta grubym puszystym kocem. Ręce miała skrzyżowane na piersi. Na chwilę Maud wstrzymała oddech. Matka leżała tak nieruchomo, jakby była martwa. Nie, jednak jej pierś unosiła się i opadała miarowo. Próbując opano wać narastające uczucie smutku, Maud ostrożnie zamknęła drzwi i wróciła na kanapę. Po chwili Debbie przyniosła kawę i ciasteczka. - Ciągle śpi? - spytała cicho. - Jak dziecko. - To świetnie, bo sen to najlepsze lekarstwo. Maud upiła łyk kawy. - Jaka dobra. Aromatyzowana? - Tak. Ale nie wiem, czym. Smakuje ci? - Tak, naprawdę dobra. - Maud sięgnęła po ciasteczko, na które w ogóle nie miała ochoty. - Pyszne - pochwaliła, szybko spłukując smak kawą. - Mam nadzieję, że pani Malone też trochę zje. - Chyba już czas, żebyś zaczęła mówić do niej po imieniu. Stałaś się członkiem rodziny. Debbie rozpromieniła się. - Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Gdyby nie wy, byłabym zupełnie sama na świecie. - Głos jej się załamał. Maud nie poznała syna Debbie, ale, jak widać, nie było czego żałować. Prawie nie utrzymywał kontak tów z matką i zupełnie się o nią nie troszczył. Nawet pogodna i dobroduszna Debbie przyznała kiedyś, że musiała popełnić poważne błędy wychowawcze. - To ja powinnam ci podziękować, bo jesteś bardzo miła dla mojej matki, a w dodatku nie słychanie cierpliwa. - Maud pogładziła Debbie po ręce. - Cieszę się, że tu wpadasz. Wiem, jaka jesteś zajęta. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jakoś wybrnę z kłopotów. - Sięgnęła po kolejne ciasteczko. - Ja też lubię te wizyty, bo zawsze częstujesz mnie pysznymi łakociami. - Gdybyś chciała upiec takie ciasteczka, dam ci przepis. - Dziękuję, ale chyba są zbyt tuczące. Nie powin nam jeść tyle czekolady, robię się coraz szersza w biodrach. - Kochanie, możesz jeść, co ci się żywnie podo ba. Zawsze będziesz szczupła. - Obie wiemy, że to nieprawda. Debbie roześmiała się, ale po chwili spoważniała. - Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. - Co tym razem zrobiła mama? - Nic takiego. Waham się nawet, czy o tym mówić. To była jedna z takich sytuacji, kiedy nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Maud dobrze wiedziała, co Debbie ma na myśli. Sama często wybuchała nieco histerycznym śmie chem, byle tylko powstrzymać łzy. Nauczyła się tego podczas spotkań grupy wsparcia dla rodzin osób chorych na Alzheimera. - Opowiedz mi o tym - poprosiła. - Ubzdurała sobie, że nocami Pedro zakrada się do jej łóżka i dotyka jej. Zaszokowana Maud kilkakrotnie poruszyła usta mi, ale nie była w stanie nic powiedzieć. - Przepraszam, że ci o tym powiedziałam. Powin nam trzymać buzię na kłódkę. - Nie, skądże, dobrze zrobiłaś. Mam nadzieję, że nie rozmawiała o tym z Pedrem. - Maud wpadła w popłoch, ponieważ Pedro, z natury niesłychanie nieśmiały, był lojalnym i oddanym pracownikiem. - Nie jestem pewna. Zostawiłam mamę na chwilę na patio, gdy Pedro przycinał żywopłot. - Skąd jej coś takiego wpadło do głowy? - Twoja mama jest chora. - Tak, wiem, ale wciąż nie mogę się przyzwycza ić, że opowiada takie niestworzone historie. - Kochanie, musisz być silna. - Maud! Obie odwróciły się w kierunku, skąd dobiegał głos. Hannah stała w progu salonu i toczyła wokół nieprzytomnym wzrokiem. Maud poderwała się na równe nogi. Nieczęsto matka mówiła do niej po imieniu, na ogół w ogóle jej nie poznawała. - Cześć, mamo. - Podeszła do niej i objęła delikatnie. Choroba odbiła się również na stanie fizycznym Hannah. Niegdyś postawna i żywotna, teraz przypominała wychudzone blade widmo. Naj gorsze jednak było jej pozbawione wszelkich emocji, puste spojrzenie. - Witaj, miło cię widzieć. Hannah spojrzała na nią, a potem ujęła za rękę i poprowadziła do holu. Nawet gdy już usiadły przy oknie, Hannah nie przestawała kurczowo ściskać dłoni córki. - Musisz mnie stąd zabrać. - Dlaczego? - spytała Maud łagodnie. - Od trzech dni nie dała mi nic do jedzenia. - Czy mówisz o Debbie? - O tej kobiecie, która się tu kręci. - Mamo, czy jesteś głodna? - Chce mnie zagłodzić na śmierć - szepnęła Hannah konspiracyjnym tonem. - Wszystko będzie dobrze. - Maud drugą ręką objęła szczupłe ramiona matki. - Chodz, zrobię ci coś do jedzenia. - Nie. - Hannah potrząsnęła gwałtownie głową. - Nie znoszę jej. - Dlaczego? Debbie jest miła i bardzo cię kocha. Hannah spojrzała na nią pustymi oczami, skrzyżo wała ręce na piersi i zaczęła się miarowo kołysać. Maud patrzyła na nią z sercem przepełnionym smutkiem. Wiedziała, że matka znów pogrążyła się w czarnej otchłani, w której przebywała przez więk szość czasu. Pogładziła ją delikatnie po policzku i powiedziała: - Niedługo znów tu przyjdę. Kocham cię. Maud poszła do kuchni, gdzie zastała krzątającą się Debbie. - Wszystko w porządku? - Kołysze się jak dziecko. - Maud uśmiechnęła się ze smutkiem. - Tak mi przykro. - Mnie też. - Maud odchrząknęła. - Upewnij się, że Pedro nie potraktował poważnie jej oskarżeń. Tak na wszelki wypadek. - Nie martw się tym. Wszystko załatwię. Maud uścisnęła Debbie, wzięła torebkę i wyszła. Ostre słońce pewnie by ją oślepiło, gdyby nie to, że oczy miała pełne łez. ROZDZIAA DWUNASTY - Co powiedział Vince? Marianne zatrzymała się w drzwiach do gabinetu Holta. - Chcesz, żebym zacytowała dokładnie, słowo w słowo? Co on sobie wyobraża! Bezczelny typ. - Zwietnie - mruknął Holt. - Powiedział, że się zwalnia, ale to jeszcze nie wszystko. - Po twojej minie widzę, że wprost świetnie się bawisz. - Jasne. Kiedy wracasz do miasta, zawsze robi się ciekawie. Nie ma czasu na nudę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||