Home
Carey Mary Virginia Tajemnica Śmiertelnej Pułapki
Baxter Mary Lynn NajwaĹźniejsza noc
Clark Mary Higgins Coreczka tatusia
Balogh Mary Ostatni walc
02 Carolyn Zane Noc Juliet
J.R.R. Tolkien WśÂ‚adca PierśÂ›cieni 1 Druśźyna PierśÂ›cienia 2
Biorć…c oddech czć™śÂ›ć‡ 2
Guy Gavriel Kay Sarantine 2 Lord of Emperors
Howard Robert E. Conan i Skarb Tranicosa
Hassel.Sven Gestapo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wypiekibeaty.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    by być ich ojcem, to właśnie tak się czuł.
    Nie wszedł do domu wraz z resztą towarzystwa, tylko skierował się do ogrodu
    różanego, ku otwierającej się za nim długiej, porośniętej trawą alei. To było bardzo ładne,
    zaciszne miejsce. Aleję z obu stron grodziły niewysokie kamienne murki i posadzone za nimi
    długie rzędy szczodrzeńca. Gałęzie drzew poprowadzono na podporach i spleciono u góry w
    wysokie łuki. Miało się wrażenie, że to żywa katedra gotycka na wolnym powietrzu.
    Nie była jednak pusta. Pani Derrick siedziała na murku i czytała list.
    Nie zauważyła go. Wulfric mógł jeszcze zawrócić i wybrać inne miejsce na spacer.
    Przecież teraz nie wpadła prosto na niego, tak jak wtedy nad jeziorem. Nie cofnął się jednak.
    To prawda, że często nie wiedziała, jak się zachować w towarzystwie, ale przynajmniej nie
    była głupia, nie mizdrzyła się i nie flirtowała.
    Postąpił kilka kroków w jej kierunku. Uniosła głowę i spostrzegła go.
    - O! -westchnęła.
    Znów była w tym słomkowym kapeluszu z szerokim rondem. Zresztą przez cały
    tydzień nie widział, by nosiła inny. Jego jedyną ozdobę stanowiły wstążki wiązane pod brodą,
    ale dziwnie do niej pasował. Miała na sobie popelinową suknię w białe i zielone paski i z
    przybranym koronką dekoltem w karo, w której widział ją już kilka razy. Pozostałe damy
    przebierały się kilka razy dziennie i rzadko wkładały jakiś strój powtórnie. Suknia nie była
    ani nowa, ani najmodniejsza. Zastanawiał się, czy to ta najlepsza, czy też prawie najlepsza.
    Pani Derrick wyglądała zdumiewająco ładnie.
    - Nie będę pani przeszkadzał. - Skłonił głowę i założył ręce na plecy. - Chyba że
    zechce pani ze mną pospacerować?
    Wydawała się zdumiona. Rzuciła mu spojrzenie, które zawsze go intrygowało, a
    czasem wręcz irytowało. Jak mogła się uśmiechać, a właściwie śmiać, gdy jej twarz
    pozostawała nieruchoma?
    - Pan chyba właśnie wrócił z przejażdżki i próbował schronić się przed tłumem gości?
    A ja zakłóciłam mu spokój jak poprzednio. Tyle że tym razem ja byłam tu pierwsza.
    Pomyślał, że ona przynajmniej mu się nie narzuca, próbując wygrać jakiś konkurs,
    który wymyśliły młode damy.
    - Zechce mi pani towarzyszyć? - spytał.
    Przez chwilę myślał, że odmówi, i nawet się ucieszył. Czemu, do diabła, miałby
    pragnąć towarzystwa kobiety, która w ogóle nie powinna być tu zaproszona? Ona jednak
    spojrzała na swój list, złożyła go, schowała do kieszeni i wstała.
    - Tak, chętnie się przejdę - odparła.
    Z tego też się ucieszył.
    Miał wrażenie, że minęły wieki, od kiedy jakaś kobieta rozpalała w nim krew. Rose
    nie żyła od sześciu miesięcy. Nieustannie zdumiewało go, jak bardzo odczuł jej stratę. Zawsze
    uważał ich związek raczej za układ korzystny dla obu stron niż za romans oparty na
    wzajemnym przywiązaniu.
    Christine Derrick niewątpliwie rozpalała w nim krew. Wyrazniej niż dotąd widział
    liście na gałęziach nad głową, prześwitujące między nimi błękitne niebo, plamy słońca i
    cienia kładące się na trawiastej alei. Czuł upał letniego dnia, lekki wiatr na twarzy, zapach
    świeżej trawy. Słyszał śpiew niewidocznych wśród gałęzi ptaków.
    Ruszyła aleją u jego boku. Rondo kapelusza zasłaniało jej twarz. Przypomniał sobie,
    że tam nad jeziorem nie miała go na głowie.
    - Czy przejażdżka była przyjemna? - spytała. - Mniemam, że pan się urodził w
    siodle.
    - To by było dosyć trudne dla mojej matki - odparł i zauważył, że zerknęła na
    niego z figlarnym uśmiechem. - Ale tak, dziękuję, przejażdżka była bardzo przyjemna.
    Nigdy nie widział sensu w jeżdżeniu konno tylko dla przyjemności, choć jego bracia i
    siostry robili to często, o ile to, co wyprawiali, można nazwać jazdą. Najczęściej galopowali
    na złamanie karku, przeskakując przeszkody, które pojawiły się na drodze.
    - Teraz pana kolej - odezwała się po kilku chwilach.
    - Na co? - spytał.
    - Zadałam pytanie, pan na nie odpowiedział - stwierdziła. - Mógł pan rozwinąć
    temat i przez kilka minut opisywać przejażdżkę, jej cel i ciekawe rozmowy, jakie prowadził
    pan z resztą towarzystwa. Ale pan powiedział krótko i bez żadnych szczegółów. Teraz więc
    pańska kolej, by podtrzymać konwersację.
    Zmiała się z niego, czego nikt nigdy wcześniej nie robił. Czuł się dziwnie
    zaintrygowany, że ona się odważyła.
    - Czy pani list był ciekawy? - zagaił.
    Roześmiała się głośno, szczerze rozbawiona.
    - Brawo! - zawołała. - To list od mojej siostry Eleanor. Pisze do mnie, choć dzielą nas
    raptem trzy kilometry. Eleanor uwielbia pisać listy, często bardzo zabawne. Dwa dni po moim
    wyjezdzie zastąpiła mnie na lekcji geografii w szkole we wsi. Zastanawia się, jak mi się udaje
    nauczyć te dzieci czegokolwiek, skoro zadają tyle pytań na rozmaite tematy zupełnie
    niezwiązane z lekcją. To taka ich sztuczka. Dzieci są bardzo sprytne i wykorzystają każdy
    sposób, by pognębić niezorientowanego nowicjusza. Po powrocie dam im porządną burę, a
    wtedy one zrobią niewinne minki, aż w końcu zacznę się śmiać. Potem z kolei one zaczną się
    śmiać i biedna Eleanor nigdy nie zostanie pomszczona.
    - Pani uczy w szkole - rzucił niezobowiązująco. Spojrzała na niego.
    - Pomagam - odparła. - Muszę przecież mieć jakieś zajęcie, żeby nie umrzeć z
    nudów.
    - Zastanawiam się, dlaczego po śmierci męża nie została pani w domu Elricka -
    rzekł. - Pozostałaby pani w środowisku, do którego zdążyła się przyzwyczaić i gdzie
    czekałoby ją znacznie więcej rozrywek niż na wsi. - A będąc na utrzymaniu Elricka, mogłaby
    kupić sobie nowe stroje, dodał w duchu.
    - O tak, z pewnością - zgodziła się, ale nie rozwinęła tematu.
    Nie pierwszy raz unikała rozmowy o swoim małżeństwie i wszystkim, co się z nim
    wiązało. Książę zauważył, że Elrickowie trzymają się od niej z dala. Być może nie lubili
    Christine. Pewnie nie zaakceptowali małżeństwa Derricka i nie przyjęli jej ochoczo na łono
    rodziny. Nic w tym dziwnego.
    - Mogłabym dalej opowiadać o liście siostry, ale nie chciałabym zdominować
    konwersacji - powiedziała po krótkiej przerwie.
    - Czy spędza pan lato, jeżdżąc od domu do domu w poszukiwaniu rozrywek? Wiem,
    że tak się postępuje w towarzystwie. Oscar i ja też tak robiliśmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.