Home Worth_Susan_W_labiryncie_uczuc Brian Stableford Hooded Swan 6 Swan Song Dla Ciebie wszystko Dom na wzgórzu Caldwell Erskine Ks. Jan OâÂÂDogherty REKOLEKCJE ZE śÂWIćÂTYM JOSEMARIć ESCRIVć James P. Hogan Giants 2 The Gentle Giants of Ganymede !Gerald Durrell Przecić śźona arka Kindred of Arkadia 4 Fated Forgiveness Alanea Alder Ahern Jerry Krucjata 15 Przywódca Craig_Rice_ _Roze_Pani_Cherington |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] którego blada twarz w okularach przypominała mi misia pandę z zoo w Detroit. Zwiedzaliśmy je z Morleyem i Sal. Pokłóciłam się wtedy z Sal, bo powiedziała, że pandy są złośliwe. Pani Quinn objęła wysokiego chłopaka. To Jack 0'Malley, operator szkolnego kina. Jest niezastąpiony, prawda, Bruno? Pokazuje pan czasem King Konga"? zapytałam. Nie mam pojęcia, skąd miałam odwagę, by spytać o ulubiony film Paulie i mój. Chyba mu się to spodobało, bo kiedy z zabawnym, oficjalnym ukłonem uścisnął mi dłoń, powiedział, że projekcja była w zeszłym tygodniu. Dodał, że jego zdaniem to najlepszy w historii film o potworach, dużo lepszy od Godzilli". Odparłam, że dla mnie Godzilla" była kompletnie niewiarygodna, choć Japończycy są prawdziwymi czarodziejami, jeśli chodzi o efekty specjalne. Nagle zdałam sobie sprawę, że rozgałęziam się pod nosem rodziców Tory, więc ugryzłam się w język. Mama Tory zachichotała. No, no rzekła i przycisnęła mnie do chanelowskiego ko-stiumiku. Pachniała uspokajająco, tak właśnie wyobrażałam sobie maminy zapach, zapach pudru i konwalii. Nie powinnaś zachowywać się zbyt swobodnie przy dziewczętach, Panny stwierdził kanonik Quinn. Trzymał dłoń na jej ra- mieniu w geście posiadacza. Morley nigdy nie dotykał w ten sposób Sal czy mnie. One chyba mają nas za wapniaków. Mów za siebie, kochanie odparła pani Quinn. Podała mu kartkę papieru i poprosiła o ciszę. Powiedziała, że uczniowie i uczennice z internatów obu szkół, dla których nauczyciele zorganizowali randki w ciemno, mają ustawić się w rzędach po obu stronach rotundy. Przeszliśmy więc z powrotem do dużego hallu. Stałyśmy po jednej stronie, obok szklanej gablotki, w której znajdowały się srebrne figurki: klęcząca kobieta w błagalnym geście wyciągała dłonie ku żołnierzowi na koniu. Chłopcy zaś ustawili się po drugiej stronie pełnego ludzi pomieszczenia, przy ogromnym przejściu do klas. Jeśli jest coś, czego naprawdę nie cierpię, to właśnie konieczność robienia czegoś, co jest z góry skazane na niepowodzenie. Ludzie robią tak cały czas. Wezmy Morleya i Sal. W każdy czwartek Sal chodzi na lekcje brydża. Wraca wściekła, bo nie znosi zasad licytacji Charlesa Van Gorena. Sama mówi, że nie lubi grać w karty zgodnie z podręcznikiem. Z kolei Morley całe życie robi to, czego nie chce. Dlaczego więc miałabym się przejmować jakąś randką w ciemno? Pytam się. Dlaczego mam się zamartwiać tym, czy polubi mnie jakiś kulawy chłopaczyna? Nie byłam w stanie wymyślić innego sposobu na uniknięcie dalszego ciągu niż śmierć na miejscu, więc dołączyłam do dziewczyn. Wtedy właśnie go zobaczyłam. Stał na zewnątrz na dziedzińcu, opodal pomnika bohatera wojennego z dawnych lat, którego miecz wznosił się ku niebu. Powinnam raczej powiedzieć ,ją", ale Paulie w stroju Lewisa tak bardzo przypominała chłopaka, że trudno używać rodzaju żeńskiego. Miał na sobie granatową wiatrówkę i czapkę z daszkiem, strój z wyprawy do Starego Młyna". Jak zwykle palił papierosa. Szurał nogami, rozrzucając leżące na ziemi zeschłe li- ście. Zatrzymał się i zaczął wpatrywać w budynek szkoły, jakby marzył o tym, by znalezć się w środku razem z nami. Na chwilę znów przestałam oddychać. Nie z powodu Alicji, ale ze względu na tęsknotę, jaka malowała się na twarzy Lewisa. Pośrodku rotundy kanonik Quinn odczytywał na głos listę nazwisk. Zdenerwowani chłopcy przechodzili pojedynczo przez długi hall i czekali wraz z dyrektorem, aż podejdzie do nich wybrana dziewczyna. Uczniowie podawali sobie ręce pod obstrzałem spoj- rzeń wszystkich zebranych. Nauczyciele starali się dobrać pary pod względem wzrostu. Za każdym razem, gdy para okazywała się niedopasowana, w rzędzie chłopaków słychać było wybuchy śmiechu. Chciałam uspokoić Alicję, że wszystko będzie dobrze, ale zabrakło mi sił, więc zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem znów w Madoc's Landing i kroję cebulę dla Sal, która nie lubiła tego robić, a ja uwielbiałam zalewać się łzami, gdy tylko mogłam sobie na to pozwolić. Wtedy usłyszałam swoje nazwisko. Otworzyłam oczy, ale nie byłam w stanie zrobić kroku. W rzędzie chłopaków ktoś zaśmiał się i rzucił: Twoja nie przyszła, Perce! Kanonik Quinn ponownie wywołał moje nazwisko. Tym razem wyszłam powoli na środek pomieszczenia. Czułam na sobie spojrzenia chłopców i dziewczyn, choć szłam ze wzrokiem wbitym w nowe buty. Ktoś poklepał mnie po ramieniu, tym zdrowym. Przywitaj się z Percym Longfellowem, Mary Beatrice! powiedział kanonik Quinn. Z rzędu chłopców dobiegł mnie szept: Perce ma pecha! Ktoś inny dodał: Longfellow dostał garbatą. Spojrzałam w dół. Percy Longfellow był niższy ode mnie o trzy cale i twarz miał pokrytą pryszczami. Zarumienił się i podał mi rękę. Była jeszcze bardziej wilgotna niż moja. Bez słowa dołączyliśmy do grupki par. Percy Longfellow kołysał się dziwnie i powłóczył nogami. Powiedział cicho, że boli go głowa. Proszę, wez to. Dałam mu aspirynę z buteleczki, którą miałam w torebce. Potrząsnął głową i wiedziałam już, że stało się najgorsze, tak jak zawsze. Poczułam smutek pomieszany z ulgą, bo najlepiej radzę sobie właśnie z najgorszym. Spojrzałam znów za okno. Lewis stał teraz na wysokim cokole pomnika i owijał papierem toaletowym głowę i ramiona bohatera. Z dołu patrzyła na niego dziewczyna w futrze z szopa. Była to Tory. Nie rozpoznałam jej w pierwszej chwili. Bez mundurka wyglądała obco nie jak dziewczyna z internatu. Lewis zeskoczył i wolnym krokiem zaczęli wychodzić z czworokątnego dziedzińca. Lewis zatrzymywał się, czekając na kuśtykającą o kulach Tory. Wyglądali na absolutnie szczęśliwych i zajętych sobą jak Lady, kiedy prosi o ciastka daktylowe. Za nimi na słabym wietrze powiewały wstęgi papieru toaletowego. Byłam tak poruszona tym widokiem, cierpliwością i czułością Lewisa, że nie zauważyłam stukających w okna chłopców i dziewczyn. Jakiś chłopak klął głośno. Nagle jakiś nauczyciel wybiegł z pomieszczenia, a za nim ruszył jeden z uczniów. Lewis i Tory patrzyli w naszą stronę ze zdumieniem na twarzach. Tory pogłaskała Lewisa po policzku, który czule pocałował jej dłoń, a potem rzucił się do ucieczki. Stojąca o kulach Tory patrzyła za nim. Dobrze wiedziałam, co czuła. To co ja, gdy Morley poklepie mnie po policzku i odjeżdża w Oczku". Nagle jednak stało się coś, co sprawiło, że wszyscy zapomnieli o Lewisie. Z korytarza dobiegł dzwięk radia, a jakaś kobieta krzyknęła: Mój Boże! Kto mógł zrobić coś takiego? Kanonik Quinn otworzył drewniane drzwi recepcji, marszcząc krzaczaste brwi. W przejściu stała zasmucona pani Quinn. Ktoś zastrzelił prezydenta Stanów Zjednoczonych! powiedziała. Zabił go jakiś szaleniec. Prezydent Kennedy zastrzelony? wykrztusił jeden z nauczycieli. Zapomniałam o bólu głowy Percy'ego Longfellowa i zawołałam: To pomyłka! Ja w to nie wierzę! Kanonik Quinn tylko skinął głową bardzo poważnie, a chłopcy i dziewczyny wokół mnie zaczęli mówić, że oni też w to nie wierzą. Resztę znacie. Z wyjątkiem jednej rzeczy: widziałam wielu mężczyzn, ale żaden z nich nie był tak miły jak John F. Kennedy. Tylko że teraz już nie żył. 30 25 listopada, 1963 Szanowny Panie Kennedy! Nie mogę uwierzyć, że Pan nie żyje. Nikt nie może w to uwierzyć. Po tym, jak pani Quinn przekazała nam wiadomość, kanonik Quinn odwołał tańce i wszyscy poszliśmy do biblioteki państwa Quinn i oglądaliśmy telewizję. Jakiś człowiek, Dan, powiedział, że strzelono do Pana trzy razy. Pomyślałam sobie, że szkoda, iż gubernator Connally, który towarzyszył Panu w limuzynie, nie siedział trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||