Home 035. Miles Cassie Zaufaj miśÂośÂci EBOOK Three Adventures of Sherlock Holmes Arthur Conan Doyle Jack L. Chalker Priam's Lens Morgan Sarah Klejnot Sycylii 4 Jeff Lindsay#Demony dobrego Dextera Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka KośÂowa The Billionaire's Obsession 1.1 Mine for Tonight J.S. Scott Christie Agatha Morderstwo to nic trudnego Lovelace Merline Tajemnica medalionu 49 Pan Samochodzik i Pruska Korona Sebastian Miernicki |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] pięknego świata, który w tym dniu stworzyliście. Przyrzekamy wam służyć przez kolejny rok. Zdawało się, że chce jeszcze coś dodać, lecz usiadł. Faldor zawsze długo pracował nad modlitwami na szczególne, takie jak dzisiejsza, okazje. Lecz trema nieodmiennie l usuwała z pamięci starannie przygotowane słowa. Z tego l powodu jego modlitwy były z reguły bardzo gorące i bardzo l krótkie. - Jedzcie, przyjaciele - polecił. - Nie pozwólmy tym daniom wystygnąć. Jedli więc. Anhelda i Eilbrig, którzy wyłącznie dzięki naleganiom Faldora zasiedli do tego jednego wspólnego posiłku, swoje towarzyskie wysiłki skierowali do Murga. On jeden w tej sali został uznany za godnego ich uwagi. - Od dawna planowałem wizytę w Cthol Murgos - oznajmił napuszonym tonem Eilbrig. - Zgodzisz się przyjacielu kupcze, że ściślejsze kontakty między wschodem i zachodem to jedyna droga przezwyciężenia wzajemnych uprzedzeń, które popsuły nasze stosunki w przeszłości? l - My, Murgowie, wolimy własne towarzystwo - odparł krótko mężczyzna z bliznami na twarzy. - Ale przecież trafiłeś tutaj, przyjacielu - zauważył Eilbrig. - Czy to nie dowód, że kontakty mogą się okazać korzystne? - Przyjechałem tu w interesach - wyjaśnił Murgo. - Nie z własnej woli odwiedzam to miejsce. Rozejrzał się po sali. - Więc to wszyscy twoi ludzie? - spytał Faldora. - Co do jednego. - Mam podstawy, by przypuszczać, że był tu pewien starzec. O siwych włosach i brodzie. - Nie tutaj, przyjacielu - zapewnił Faldor. - Ja tu jestem najstarszy, a sam widzisz, że daleko mi jeszcze do siwizny. - Jeden z moich rodaków spotkał przed laty kogoś takiego - oświadczył Murgo. - Towarzyszył mu arendzki chłopiec. Miał chyba na imię Rundorig. Garion siedział przy sąsiednim stole. Pochylał twarz nad talerzem i nasłuchiwał tak uważnie, iż miał wrażenie, że rosną mu uszy. - Jest tu jeden Rundorig - przyznał Faldor. - To ten wysoki, na końcu tamtego stołu - pokazał palcem. - Nie - stwierdził Murgo, przyglądając się z uwagą Rundorigowi. - To nie chłopiec, którego mi opisano. - Imię jest dość popularne wśród Arendów - zauważył Faldor. - Pewnie twój przyjaciel spotkał kogoś z innej farmy. - Na pewno - zgodził się Murgo, na pozór zapominając o sprawie. - Doskonała szynka - dodał, wskazując swój talerz ostrzem sztyletu, którym posługiwał się przy jedzeniu. - Czy te, które trzymasz w wędzarni, są podobnej jakości? - Nie, przyjacielu kupcze - zaśmiał się Faldor. - Nie zdołasz mnie namówić na rozmowę o interesach. Murgo uśmiechnął się przelotnie, co robiło dziwne wrażenie na jego poznaczonej twarzy. - Zawsze warto spróbować. Chętnie za to pochwalę twojego kucharza. - Komplement dla ciebie, pani Pol - Faldor nieco podniósł głos. - Naszemu przyjacielowi z Cthol Murgos przypadło do gustu twoje dzieło. - Dziękuję więc za uznanie - odparła ciocia Pol raczej chłodno. Murgo spojrzał na nią i jego oczy rozszerzyły się lekko, jakby zobaczył kogoś znajomego. - Wspaniałe dania, szlachetna pani - skłonił się w jej stronę. - Twoja kuchnia to miejsce, gdzie dzieją się czary. - Nie - odparła z wyniosła miną. - Nie czary. Gotowanie jest sztuką, którą może poznać każdy, kto ma dość cierpliwości. Magia to coś zupełnie innego. - Lecz magia też jest sztuką, pani. - Wielu tak właśnie uważa. Ale prawdziwa magia pochodzi z wnętrza. Nie jest dziełem szybkich palców, zdolnych oszukać oczy. Murgo przyglądał się jej z nieruchomą twarzą, a ona odpowiedziała kamiennym spojrzeniem. Siedzący w pobliżu Garion miał wrażenie, że to, co dzieje się między nimi, nie ma żadnego związku z wypowiadanymi słowami. Coś niby wyzwanie zawisło w powietrzu. Potem Murgo odwrócił wzrok, jakby lękał się podjąć tę grę. Gdy uczta dobiegła końca, nadszedł czas na prościutkie przedstawienie, tradycyjnie związane z Dniem Zarania. Siedmiu starszych robotników wymknęło się już wcześniej i teraz pojawili się w drzwiach. Mieli na sobie długie szaty z kapturami, a także starannie wyrzezbione i pomalowane maski, wyobrażające twarze Bogów. Kostiumy były już stare i nosiły ślady składania i przechowywania przez cały rok na strychu Faldora. Zamaskowane postacie powolnym krokiem weszły do sali i stanęły rzędem obok głównego stołu. Potem kolejno recytowały po kilka wersów, identyfikujących przedstawianego Boga. - Jestem Aldur - dobiegi zza pierwszej maski głos Cralta. - Bóg, który żyje samotnie. Nakazuję, by stał się ten świat. - Jestem Belar - odezwał się inny znajomy głos zza drugiej maski. - Bóg-Niedzwiedz Alornów. Nakazuję, by stał się ten świat. I tak szło po kolei: Chalan, Issa, Nedra, Mara i wreszcie ostatnia postać, w przeciwieństwie do pozostałych okryta czarną szatą i nosząca maskę ze stali, nie z malowanego drewna. - Jestem Torak - rozległ się spod maski głuchy głos Durnika. - Bóg-Smok Angaraków. Nakazuję, by stał się ten świat. Jakieś poruszenie zwróciło uwagę Gariona. Obejrzał się szybko. Murgo zakrył twarz rękami niezwykłym, ceremonialnym niemal gestem. Przy bocznym stole pięciu Thullów drżało, a ich twarze były szare jak popiół. Siedem figur przy stole Faldora chwyciło się za ręce. - Jesteśmy Bogami - wyrzekli chórem. - I nakazujemy, by stał się ten świat. - Wysłuchajcie słów Bogów - zadeklamował Faldor. - Powitajcie Bogów w domu Faldora. - Niech błogosławieństwo Bogów towarzyszy temu domowi - odpowiedziało siedem postaci. - I wszystkim tu zebranym. Odwrócili się i wolno wyszli z jadalni. Przyszła pora prezentów. Wszyscy byli trochę podnieceni, gdyż podarunki pochodziły od Faldora, a dobry farmer co roku długo myślał, jaki prezent najbardziej się przyda obdarowanemu. Wiele było nowych tunik, pończoch, płaszczy i butów. Garion jednak oniemiał prawie z zachwytu, gdy odwinął mały pakunek i znalazł niewielki sztylet w porządnej pochwie. - Jest już prawie mężczyzną - wyjaśnił Faldor cioci Pol. - A mężczyznie zawsze się przyda dobry nóż. Naturalnie, Garion natychmiast sprawdził ostrze nowego sztyletu i - co było do przewidzenia - od razu zaciął się W palec. - Chyba nie dało się tego uniknąć - stwierdziła ciocia Pol, choć nie było jasne, czy mówi o skaleczeniu, o samym Prezencie, czy też o fakcie, że Garion już dorasta. Zaraz następnego ranka Murgo zakupił szynki i odjechał wraz z pięcioma Thullami. Kilka dni pózniej Anhelda i Eilbrig także spakowali swoje rzeczy i wyruszyli w podróż powrotną do Sendaru. Na farmie Faldora zapanowały zwykłe porządki. Zima trwała. Znieg spadł i stopniał, a potem wróciła j wiosna, jak to zwykle czyni. Ta wiosna różniła się od poprzednich tylko przybyciem Brilla, nowego pracownika. Jeden z młodszych farmerów ożenił się, wynajął w pobliżu niewielką zagrodę i obładowany praktycznymi prezentami i dobrymi radami Faldora odjechał, by rozpocząć samodzielne życie. Brilla przyjęto na jego miejsce. Garion uznał, że nowy robotnik jest zdecydowanie nieciekawym dodatkiem do farmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||