Home
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia
Jerzy KrzysztośÂ„ ''ObśÂ‚ć™d''(1)
Boca Bernardino Del Calligaris UcześÂ„ czarownika
477. Taylor Jennifer Iskra szcz晜›cia
Edgar R Burroughs Tarzan i klejnoty
Fraser Anne Lekarz z PowośÂ‚ania
ciekawe malowanie(1)
Check Your Vocabulary for Academic English
Graham Masterton Krew Manitou
Lewis Jennifer Przyjć™cie w Singapurze
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Nie jestem lekomanem i nie życzę sobie, żeby tak myśleli - ciągnął. -
    Nawet jeśli tu nie zostanę... -Spojrzał na lustro. - Gdzie? Nie widzę.
    35
    RS
    - A ja widzę - rzekła. Jack był wielkomiejskim blefiarzem. Założyłaby
    się o tygodniówkę, że zależy mu na przyjazni tych ludzi. - Proszę wziąć
    tabletkę, żeby pan mógł jakoś kuśtykać, jak pan już stąd wyjdzie.
    - Wcisnęła mu papierowy kubek z wodą i rozejrzała się. - Muszę pana
    pochwalić.
    Jack siadł na chromowanym krześle, które Willie Pearl zaniosła tam
    wcześniej.
    - A co pani myślała? %7łe nie potrafię wyszorować łazienki? Na studiach
    pucowałem toalety, żeby się utrzymać, i nie tylko - dodał. - Byłem dozorcą
    przez cztery lata.
    Lacy wachlowała się dłonią.
    - Umywalka... - Umywalka była umyta do połowy, z jednej strony
    lśniąco biała, z drugiej po prostu brązowa. - Dokończę to mycie.
    - Ilu ich tam jest? - spytał, zamknął oczy i oparł głowę o ścianę.
    - Około dwudziestu, i pewnie jeszcze kilkoro ma wpaść - odparła. -
    Zostało mnóstwo jedzenia, chyba zamierzają pracować do wieczora. -
    Instynktownie odgarnęła mu z czoła mokry kosmyk. - Jak się pan czuje? -
    spytała. - Tylko szczerze.
    Kiedy go dotknęła, natychmiast otworzył oczy. Jego twarz pozostała
    kamienna, zniknęła jednak gdzieś protekcjonalna mina.
    - Poczuję się lepiej, jak skończę tę robotę - powiedział. Jego twarz
    rozjaśnił powolny, zarazliwy uśmiech.
    - Ja to zrobię - upierała się. Przez tę ciasnotę czuła jego ciepło. - Pan
    niech idzie się położyć. Ktoś przytargał w międzyczasie łóżko.
    - I po co im lekarz, który ledwo chodzi, śpi na środku pokoju, chrapie i
    ślini się przez sen?
    36
    RS
    Lacy wyrwała mu szczotkę, wydusiła z butelki odrobinę cytrynowej
    pasty. Rozpaczliwie potrzebowała jakiegoś zajęcia, żeby nie rozpuścić się w
    tym ukropie.
    - Jeszcze trochę i będzie jak nowa - powiedziała jakimś dziwnym
    głosem.
    Jestem zbyt zmęczony, myślał Jack. Potem przypomniał sobie regułę:
    Nie romansować w pracy. Wykluczało to lekarki, pielęgniarki, terapeutki, a
    także pacjentki. Bo jeśli taki romans zle się kończy, przekreśla to także
    zawodowe relacje. Lacy była mu potrzebna w pracy i to, co mu chodziło po
    głowie, powinien posłać do diabła.
    - Nie zamierza pani wrócić tam i porządzić? - spytał, odbierając jej
    szczotkę.
    Lacy chrząknęła i wolno odwróciła się do niego.
    - Willie Pearl tam rządzi. - Odsunęła się od Jacka, który tylko się z
    tego ucieszył. - I to tak, że wszystko chodzi jak w zegarku. - Cofnęła się
    jeszcze, była teraz przyklejona do drzwi. - Ale może powinnam jednak
    zobaczyć, co się dzieje...
    Jack przesunął się znowu ku umywalce, uważając, żeby nawet nie
    musnąć Lacy.
    - Mogłaby pani pobiec do mojego dżipa i przynieść mi jakieś czyste
    ubranie z torby? W końcu będę musiał stąd wyjść, chciałbym wyglądać
    trochę lepiej niż w tej chwili.
    - Pewnie - odparła Lacy szczęśliwa, że ma wymówkę, i wybiegła.
    Jack zamknął drzwi na klucz, przepełniony chęcią, by walić głową w
    mur. Wszystkie jego związki były wygodne i krótkie. Faktem jest, że nie
    37
    RS
    spotkał dotąd kobiety, z którą chciałby być dłużej. Spodziewał się więc
    tylko kilku miłych chwil, i tyle też otrzymywał.
    Potem przyszło mu wspinać się po drabinie kariery. Miał szczęście
    znalezć się we właściwym miejscu i czasie. Szaleństwa i rozrywki były
    zabronione. Odniósł sukces. I kropka, koniec historii.
    No niezupełnie, bo Lacy całkiem nieświadomie była zdolna zmienić
    jego poglądy.
    38
    RS
    ROZDZIAA CZWARTY
    W końcu Jack wychynął z lśniącej czystością łazienki, sam też lśniąco
    czysty, w niebieskich dżinsach i białej koszulce. Po domu wciąż kręcili się
    obcy. Do dwudziestki, o której wspomniała Lacy, doszło ich jeszcze
    dziesięcioro.
    - Zje pan coś, doktorze?! - zawołała Willie Pearl z odległego kąta. W
    jednej ręce ściskała szczotkę, w drugiej udko kurczaka. - Mamy tyle żarcia,
    że całe miasto się wyżywi.
    Jack objął wzrokiem blat, który dopiero co służył do badania
    Bobby'ego. Teraz był to zastawiony suto stół. Spojrzał na podłogę i na
    ściany. Wszystko było czyściusieńkie, gotowe do malowania. W
    pomieszczeniu, które przeznaczono na poczekalnię, stało już kilka
    rozmaitych krzeseł, na podłodze leżał pleciony dywanik, a w oknach wisiały
    zasłonki. W rogu zaś zagniezdziło się stare biurko, pewnie dla Willie Pearl,
    bo stała już na nim jej mosiężna tabliczka z nazwiskiem.
    Odmawiając jedzenia, Jack przecisnął się przez tłum do gabinetu,
    licząc na to, że znajdzie tam spokój. Znalazł Lacy, siedziała na starej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.