Home Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 61 Zakochany hrabia Jerzy KrzysztośÂ ''ObśÂćÂd''(1) Boca Bernardino Del Calligaris UcześÂ czarownika 477. Taylor Jennifer Iskra szczćÂśÂcia Edgar R Burroughs Tarzan i klejnoty Fraser Anne Lekarz z PowośÂania ciekawe malowanie(1) Check Your Vocabulary for Academic English Graham Masterton Krew Manitou Lewis Jennifer PrzyjćÂcie w Singapurze |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Nie jestem lekomanem i nie życzę sobie, żeby tak myśleli - ciągnął. - Nawet jeśli tu nie zostanę... -Spojrzał na lustro. - Gdzie? Nie widzę. 35 RS - A ja widzę - rzekła. Jack był wielkomiejskim blefiarzem. Założyłaby się o tygodniówkę, że zależy mu na przyjazni tych ludzi. - Proszę wziąć tabletkę, żeby pan mógł jakoś kuśtykać, jak pan już stąd wyjdzie. - Wcisnęła mu papierowy kubek z wodą i rozejrzała się. - Muszę pana pochwalić. Jack siadł na chromowanym krześle, które Willie Pearl zaniosła tam wcześniej. - A co pani myślała? %7łe nie potrafię wyszorować łazienki? Na studiach pucowałem toalety, żeby się utrzymać, i nie tylko - dodał. - Byłem dozorcą przez cztery lata. Lacy wachlowała się dłonią. - Umywalka... - Umywalka była umyta do połowy, z jednej strony lśniąco biała, z drugiej po prostu brązowa. - Dokończę to mycie. - Ilu ich tam jest? - spytał, zamknął oczy i oparł głowę o ścianę. - Około dwudziestu, i pewnie jeszcze kilkoro ma wpaść - odparła. - Zostało mnóstwo jedzenia, chyba zamierzają pracować do wieczora. - Instynktownie odgarnęła mu z czoła mokry kosmyk. - Jak się pan czuje? - spytała. - Tylko szczerze. Kiedy go dotknęła, natychmiast otworzył oczy. Jego twarz pozostała kamienna, zniknęła jednak gdzieś protekcjonalna mina. - Poczuję się lepiej, jak skończę tę robotę - powiedział. Jego twarz rozjaśnił powolny, zarazliwy uśmiech. - Ja to zrobię - upierała się. Przez tę ciasnotę czuła jego ciepło. - Pan niech idzie się położyć. Ktoś przytargał w międzyczasie łóżko. - I po co im lekarz, który ledwo chodzi, śpi na środku pokoju, chrapie i ślini się przez sen? 36 RS Lacy wyrwała mu szczotkę, wydusiła z butelki odrobinę cytrynowej pasty. Rozpaczliwie potrzebowała jakiegoś zajęcia, żeby nie rozpuścić się w tym ukropie. - Jeszcze trochę i będzie jak nowa - powiedziała jakimś dziwnym głosem. Jestem zbyt zmęczony, myślał Jack. Potem przypomniał sobie regułę: Nie romansować w pracy. Wykluczało to lekarki, pielęgniarki, terapeutki, a także pacjentki. Bo jeśli taki romans zle się kończy, przekreśla to także zawodowe relacje. Lacy była mu potrzebna w pracy i to, co mu chodziło po głowie, powinien posłać do diabła. - Nie zamierza pani wrócić tam i porządzić? - spytał, odbierając jej szczotkę. Lacy chrząknęła i wolno odwróciła się do niego. - Willie Pearl tam rządzi. - Odsunęła się od Jacka, który tylko się z tego ucieszył. - I to tak, że wszystko chodzi jak w zegarku. - Cofnęła się jeszcze, była teraz przyklejona do drzwi. - Ale może powinnam jednak zobaczyć, co się dzieje... Jack przesunął się znowu ku umywalce, uważając, żeby nawet nie musnąć Lacy. - Mogłaby pani pobiec do mojego dżipa i przynieść mi jakieś czyste ubranie z torby? W końcu będę musiał stąd wyjść, chciałbym wyglądać trochę lepiej niż w tej chwili. - Pewnie - odparła Lacy szczęśliwa, że ma wymówkę, i wybiegła. Jack zamknął drzwi na klucz, przepełniony chęcią, by walić głową w mur. Wszystkie jego związki były wygodne i krótkie. Faktem jest, że nie 37 RS spotkał dotąd kobiety, z którą chciałby być dłużej. Spodziewał się więc tylko kilku miłych chwil, i tyle też otrzymywał. Potem przyszło mu wspinać się po drabinie kariery. Miał szczęście znalezć się we właściwym miejscu i czasie. Szaleństwa i rozrywki były zabronione. Odniósł sukces. I kropka, koniec historii. No niezupełnie, bo Lacy całkiem nieświadomie była zdolna zmienić jego poglądy. 38 RS ROZDZIAA CZWARTY W końcu Jack wychynął z lśniącej czystością łazienki, sam też lśniąco czysty, w niebieskich dżinsach i białej koszulce. Po domu wciąż kręcili się obcy. Do dwudziestki, o której wspomniała Lacy, doszło ich jeszcze dziesięcioro. - Zje pan coś, doktorze?! - zawołała Willie Pearl z odległego kąta. W jednej ręce ściskała szczotkę, w drugiej udko kurczaka. - Mamy tyle żarcia, że całe miasto się wyżywi. Jack objął wzrokiem blat, który dopiero co służył do badania Bobby'ego. Teraz był to zastawiony suto stół. Spojrzał na podłogę i na ściany. Wszystko było czyściusieńkie, gotowe do malowania. W pomieszczeniu, które przeznaczono na poczekalnię, stało już kilka rozmaitych krzeseł, na podłodze leżał pleciony dywanik, a w oknach wisiały zasłonki. W rogu zaś zagniezdziło się stare biurko, pewnie dla Willie Pearl, bo stała już na nim jej mosiężna tabliczka z nazwiskiem. Odmawiając jedzenia, Jack przecisnął się przez tłum do gabinetu, licząc na to, że znajdzie tam spokój. Znalazł Lacy, siedziała na starej [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||