Home
Montgomery Ink 2 Tempting Boundaries Carrie Ann Ryan
Ann Hironaka Neverending Wars (pdf)
09 Szansa dla dwojga Herries Anne
śąuśÂ‚awski Andrzej ZauśÂ‚ek pokory
WÂśród swoich
Modean Moon Aleksandra
Childress Dav
0032. Monroe Lucy Grecki magnat
Carofiglio Gianrico Ponad wszelkć… wć…tpliwośÂ›ć‡
Fatima i Wielk i Spisek
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Moją torebkę! Jak śmiałeś? - Przypomniała sobie szklankę wody, którą potrącił i
    zrozumiała, że to nie był przypadek. - Jesteś łajdakiem, Keith, ale domyślam się, że tyle już
    wiesz o sobie.
    Nie przejął się jej oburzeniem.
    - Znalazłem notes z nazwiskami i adresami, których sprawdzenie nie przysporzyło mi
    zbyt wiele trudu. W końcu pracuję nie od dziś w tym zawodzie. Kiedy doszedłem do Gail
    Vaughan, znalazłem to, czego szukałem. Numer telefonu, który miałaś w notesie, był starym
    numerem Gail w Truett & Tully. Kiedy zadzwoniłem, powiedziano mi, że już tam nie
    pracuje. Pogrzebałem trochę i dowiedziałem się, że poproszono ją o złożenie rezygnacji& w
    związku z wynikami śledztwa przeprowadzonego przez jednego z detektywów Agencji
    Dixona. Nie trzeba było wielkiej inteligencji, żeby odgadnąć, kto był tym detektywem. -
    Keith uśmiechnął się cierpko. - A to kazało mi się zastanowić nad twoją obecnością w domu
    Chance'a.
    Rachel zacisnęła palce na pasku torebki i rzuciła mu pełne nienawiści spojrzenie.
    - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
    Spróbowała go wyminąć, ale schwycił ją za rękę.
    - Nie tak szybko, słodziutka. Czy tego chcesz, czy nie, musimy ze sobą porozmawiać.
    - Mowy nie ma.
    - A jednak. Zbyt długo przygotowywałem się do artykułu o Chansie, żeby z tego
    zrezygnować. Zwłaszcza teraz, kiedy trafiłem na świetny temat, dużo lepszy niż lukrowany
    kawałek, jaki chciałem o nim napisać. Nie zamierzam tego zostawić tylko dlatego, że ty nie
    masz ochoty na pogawędkę.
    - O czym mamy rozmawiać? - spytała ze złością. - Zdaje się, że znasz już wszystkie
    odpowiedzi.
    - Chance nie wie, kim jesteś, tak? Teraz naprawdę się przestraszyła.
    - Oczywiście, że wie - skłamała pospiesznie. Braxton potrząsnął głową.
    - Nie wierzę. Prawdopodobnie zna twoje nazwisko, ale nie wie, że jesteś siostrą Gail
    Vaughan, prawda? Na pewno by cię nie zatrudnił, gdyby o tym wiedział. Nie jest głupi. Czy
    wie, że wcale nie jesteś gospodynią?
    - A według ciebie, kim jestem? - spytała oschle.
    - Jesteś inteligentną, zdolną, szybko pnącą się w górę starszą planistką w pewnym
    przedsiębiorstwie przemysłowym w San Francisco, twoim bezpośrednim przełożonym jest
    jeden z dyrektorów firmy i masz własną sekretarkę. Kimkolwiek jeszcze jesteś, słodziutka,
    nie jesteś gospodynią. I postawię ostatniego dolara, że Abraham Chance nie ma o tym
    najmniejszego pojęcia. Ten wspaniały detektyw nie wie, kim jesteś i co naprawdę robisz w
    jego domu. Bo gdyby wiedział, rozszarpałby cię na drobne kawałki. Ten facet na pewno nie
    lubi, jak się go oszukuje.
    Braxton wiedział wszystko. Cała ta sprawa stawała się coraz bardziej zagmatwana.
    Przeklinała dzień, w którym Chance na nią spojrzał, biorąc ją za gospodynię. A jeszcze
    bardziej swoją głupią chęć zemsty, która kazała jej wejść w tę rolę. Czuła się tak, jakby
    powoli zatrzaskiwały się wokół niej wszystkie wyjścia. Sprawy układały się według
    najgorszego z możliwych scenariuszy. Teraz jedyne, co jej pozostało, to spróbować się z tego
    wycofać.
    - Gratuluję dziennikarskich umiejętności - oświadczyła lodowatym tonem. - Nie wiem
    co prawda, na co te informacje mogą ci się przydać. A teraz wybacz, ale muszę zrobić
    zakupy.
    Czuła, jak jego palce zaciskają się boleśnie na ramieniu.
    - Jeszcze nie skończyliśmy - syknął.
    - A ja myślę, że powiedzieliśmy już sobie wszystko. - Próbowała wyswobodzić rękę,
    ale trzymał ją tak mocno, że nie mogła się ruszyć. - Puść mnie, bo zawołam policję.
    W odpowiedzi szarpnął ją i przyciągnął do siebie.
    - Powiedziałem, że jeszcze nie skończyliśmy i nie żartowałem. Domyślam się, co
    robisz u Chance'a. Nietrudno zgadnąć, że szukasz czegoś, czego mogłabyś przeciwko niemu
    użyć. Dlatego udajesz gospodynię. A może nie? Gospodynie mają dostęp do różnego rodzaju
    sekretnych informacji o swoich pracodawcach. To był szczęśliwy zbieg okoliczności, że
    Chance potrzebował kogoś, kto by mu pomógł doprowadzić do porządku ten stary dom. Dało
    ci to doskonalą okazję, żeby się do niego zbliżyć.
    - Nie wiesz, o czym mówisz.
    - Nie jestem tak ślepy jak Chance - zapewnił ją Braxton. - I myślę, że możemy
    współpracować. Szukam tego samego co ty, Rachel. Potrzebuję informacji z wewnątrz,
    czegoś, co mógłbym wykorzystać w artykule o nim. Jeśli znajdę coś pikantnego, jakiś
    pieprzny szczególik, ten artykuł będzie sensacją. Dzięki tobie mam teraz dużo bardziej
    interesujący temat.
    Rachel popatrzyła na niego.
    - Jakiż to temat, Braxton?
    - Coś w rodzaju: jak się czuje jedna z ofiar Chance'a, wyrzucona z pracy w wyniku
    prowadzonego przez niego śledztwa - powiedział, szczerząc zęby w cynicznym uśmiechu. -
    Może dorzucę coś o uwiedzeniu i zdradzie. Seks zawsze dobrze się sprzedaje. Przedstawię
    Chance'a jako bezwzględnego Don Juana, który nie stroni od romansów, żeby rozwikłać
    kryminalne zagadki. Podoba mi się również kawałek o zemście. To takie wzruszające.
    Czytelnicy z wypiekami na twarzy będą chłonąć tę historię. Szczególnie kiedy dodam, że
    postanowiłaś odpłacić Chance'owi tą samą monetą, uwodząc go, a następnie porzucając.
    Kurcze, to naprawdę jest znakomite. To może być coś więcej niż artykuł do czasopisma. To
    może być książka.
    Rachel nie wierzyła własnym uszom.
    - Braxton, jesteś nie tylko łajdakiem, ale i głupcem -zawyrokowała.
    - Może jestem łajdakiem, ale z pewnością nie jestem głupcem. Dlaczego ze mną
    walczysz? Jesteśmy przecież po tej samej stronie barykady. Oboje potrzebujemy haka na
    Chance'a, a ty nam go możesz dostarczyć.
    - Moje sprawy z Abrahamem Chance'em nie mają nic wspólnego z tobą.
    - Ależ oczywiście, że mają, - Nachylił się nad nią, cedząc powoli słowa. - Jeśli nie
    dostarczysz mi informacji, na których mi zależy, pójdę prosto do Chance'a i powiem mu, kim
    jest jego gospodyni.
    - To szantaż!
    - Owszem.
    - Chyba postradałeś zmysły.
    - Wręcz przeciwnie - zapewnił ją Braxton. - Myślę, że tym razem zgodzisz mi się
    pomóc. Nie będziesz chciała ryzykować, że Chance odkryje, kim jesteś, zanim wyrównasz. z
    nim rachunki.
    - Skąd wiesz, że chce je wyrównać? Braxton wzruszył ramionami.
    - To jedyne wytłumaczenie twojej obecności w jego domu. Tylko chęć wywęszenia
    czegoś na jego temat mogła pchnąć cię do przyjęcia roli gospodyni. A jedynym powodem, dla
    którego zdobyłaś się na takie ryzyko, jest żądza zemsty.
    - Co się stanie, jeśli mimo twoich grózb nie zdecyduję się ci pomóc?
    Braxton uśmiechnął się złowieszczo.
    - To proste. I tak napiszę ten artykuł, tylko trochę inaczej. Od początku do końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.