Home R757. Drew Jennifer Pora się Ĺźenić Strugaccy Arkadij i Borys Pora deszczĂłw 62 Pora przypływu Macomber Debbie Pierwszy, którego spotkasz Macomber Debbie Deszczowe pocałunki Anthology Cherry MdśÂ‚ośÂ›ci Jean Paul Sartre Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica Callan Method Teacher's Handbook Herbert Frank Tom 2 Dune Messiah |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] wsze spotkanie z Evanem. Chciał ją poderwać. Za praszał na kolację, a ona mu odmówiła. Wkrótce przekonała się, że odmowa to pojęcie, które nie występuje w słowniku Evana. Rozpalił na plaży niewielkie ognisko i upiekł hot-dogi. Aż do północy gadali przy ogniu o wszystkim i o niczym. Od tamtego dnia zaczęli się systematycznie spotykać. Wtedy Mary Jo już wiedziała, że on jest bogaty. Poznała to po jego kosztownym samochodzie, po ilości pieniędzy, które wydawał na głupstwa. Sądziła, że te pieniądze pochodzą z jego wysokich honora riów. Ona sama była tak mało obeznana z wielkim światem, że nazwisko Dryden z niczym jej się nie kojarzyło. Dopiero dużo pózniej dowiedziała się, że Evan nie tylko jest bogaty, ale także pochodzi z rodziny pierwszych osadników. Tych, którzy przy płynęli do Ameryki na Mayflower". Wtedy była już w nim po uszy zakochana. - Bardzo się różniłaś od tych kobiet, które znał Evan - mówiła Jessica. - Przy tobie nie musiał niczego udawać, mógł być sobą. Kiedyś powiedział mi, że odczuwał silną duchową więz z tobą. Nigdy przedtem i nigdy potem niczego podobnego nie doświadczył. - On ci to wszystko powiedział? - zapytała Mary Jo, z trudem łapiąc oddech. 70 PORA NA SLUB - To i jeszcze dużo więcej.- Jessica pochyliła się nad stołem. - Widzisz, moja droga, ja naprawdę wiem, jak. bardzo Evan cię kocha. Mary Jo przestraszyła się, że za chwilę rozpła cze się na oczach wszystkich. Ona przecież też kocha Evana. Może naprawdę mają przed sobą jakąś przyszłość? Jessica tak mocno wierzy w siłę miłości, która potrafi rozwiązać wszelkie ludzkie problemy... Wróciła do biura z sercem przepełnionym na dzieją. Tuż przed piątą przyszedł Evan. Wystarczyło jedno spojrzenie i Mary Jo zorientowała się, że spotkało go coś złego. - Co się stało? - zapytała, podążając za nim do gabinetu. - Przegrałem. Jestem żałosnym fuszerem. No tak, pomyślała, tak rzadko przegrywa, że nie zdążył się przyzwyczaić do tego, co większość ludzi spotyka na co dzień. - Nawet najlepszym zdarzają się takie rzeczy - próbowała go pocieszyć. - Tym razem nie miało prawa się zdarzyć. To my mieliśmy rację. - Czasami wygrywasz, a czasem przegrywasz. Takie są zasady gry. - Na tobie zawsze mogę polegać - powiedział z przekąsem Evan. - Potrafisz uleczyć moją zbolałą duszę. - Skądże! Za to zawsze możesz liczyć na to, że ode mnie usłyszysz słowa prawdy. - Prawie zawsze, pomyślała smutno Mary Jo, przypomniawszy sobie tamto jedno, jedyne kłamstwo. PORA NA SLLB 71 - Zaraz bym się lepiej poczuł, gdybyś mnie poca łowała. - W żadnym wypadku - odmówiła bez wahania. - Na pewno nie w biurze. - Znów masz rację. No to chociaż przytul się do mnie. Tym razem nie miała możliwości, aby odmówić, nawet gdyby znalazła w sobie dość siły, żeby to zrobić. Evan objął ją i mocno do siebie przycisnął. - Aż trudno uwierzyć, że znów tak zwyczajnie mogę cię trzymać w ramionach - wyszeptał. - Chcę zapomnieć o tym, co było między nami złego. Co było, minęło i nie ma już żadnego znaczenia. Liczy się tylko to, co jest teraz. Czy możemy zapomnieć o tamtym i zacząć wszystko od nowa? Mary Jo przygryzła wargę. Postanowiła sobie, że teraz już nic na świecie nie stanie pomiędzy nią a Evanem. Chciała mu to powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu, więc tylko skinęła głową. Zciskał ją tak mocno, że ledwie mogła oddychać. Chciało jej się jednocześnie i śmiać, i płakać, i krzy czeć z wielkiej radości. - Teraz pojedziemy do twoich rodziców - powie dział Evan. - Porozmawiamy z nimi o liście Adisona, a potem zabieram cię na kolację i... - Na jaką kolację? - zawołała Mary Jo, uwal niając się z jego uścisku. - Czy naprawdę sądzisz, że uda nam się uciec mamie bez kolacji? - Chyba rzeczywiście nic z tego - roześmiał się Evan. Tak jak Mary Jo przewidziała, jej rodzice powi tali Evana z otwartymi ramionami. On omawiał 72 PORA NA ZLUB z Normanem Summerhillem sprawę Adisona, a Ma ry Jo pomagała matce w kuchni. Na kolację był kurczak z surówką, okraszony doskonałymi humo rami wszystkich obecnych. Wkrótce okazało się jednak, że na jedzeniu i pogawędce wizyta u ro dziców się nie zakończy. Wszyscy bracia Mary Jo grali w drużynie koszykówki i na ten dzień mieli zaplanowany mecz, ale jeden z graczy prze wrócił się rano w pracy i nie mógł wyjść na boisko ze stłuczonym, mocno opuchniętym kolanem. Do wiedziawszy się o tym, Evan zaproponował, że zagra zamiast niego. - Evan - Mary Jo próbowała mu tłumaczyć - to nie jest salonowa gra. Oni naprawdę ostro wchodzą. - Czy uważasz, że ja nie potrafię grać ostro? - Evan pocałował ją w nos i popędził do domu po sportowe ubranie. - Wydaje mi się - powiedziała po jego wyjściu matka - że dobrze zrobiłaś, zrywając z Garym. - Jestem taka szczęśliwa, mamo - szepnęła Mary Jo. - Kochasz go - to nie było pytanie, tylko stwier dzenie faktu. - Wiedziałam, że wciąż kochasz Evana. Czy możesz mi powiedzieć, co się wtedy stało? Dlaczego ze sobą zerwaliście? - Sądziłam, że nie jestem odpowiednią kandydat ką na jego żonę. - Bzdura! Każdy, kto tylko zobaczy was razem, musi przyznać, że jesteście dla siebie stworzeni. Kto ci nagadał takich głupstw? - On jest bardzo bogaty, mamo. - Mary Jo nie chciała wspominać o Lois Dryden. PORA NA ZLUB 73 - Nie musisz się tym przejmować. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Kochana ma ma uznała majątek Evana za jego wadę i, oczywiście, miała rację. Kiedy Mary Jo przyjechała z rodzicami na bois ko, Evan już się rozgrzewał. Chwytał łatające wokół niego piłki, rzucał je i nikt by nie odgadł, że zaledwie od kilku minut jest członkiem tej drużyny. Usadowili się na trybunach wraz z resztą rodziny. Wszyscy, od rodziców poczynając, a na najmłodszych bratankach kończąc, dopingowali swoich aż do zachrypnięcia. Mimo to ich drużyna przegrała, chociaż tylko jed nym punktem. Po meczu zawodnicy wybrali się na pizzę i pi wo. Mary Jo i Evan też z nimi poszli. Evan objął dziewczynę ramieniem, a ona przytuliła się do niego. - To co, znów jesteście razem? - zapytał Bill, kiedy już usadowili się przy dużym stole w pizzerii. - Wyglądacie tak, jakby was coś ze sobą łączyło - sekundował mu Rich. - Czy ktoś mi wreszcie powie, co tu jest grane? - A co z biednym Garym? - dopytywał się Mark. - No właśnie - zapytał Evan, wpatrując się w Ma ry Jo. - Co z Garym? - Nie musisz się nim przejmować - wtrącił się Jack. - Siostrzyczka zerwała z nim w sobotę. Powie działa, że ich drogi się rozeszły czy coś równie głupiego. Oczywiście, nikt jej nie uwierzył. Wszyscy wiemy, dlaczego naprawdę pokazała mu drzwi. - Może byście się z łaski swojej zamknęli? - po prosiła Mary Jo, a uszy miała czerwone jak piwonie. 74 PORA NA ZLUB [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||