Home
060.DUO Mortimer Carole Idol z telewizji
165 Mortimer Carole Małżeństwo z milionerem
Dwie miłości Mortimer Carole
A titokzatos
H. L. Meyers The Creatures of Man
And Eternity Piers Anthony
Dragonlance Elven Nations Trilogy 03 The Qualinesti
M207. Taylor Jennifer Wysoko nad ziemić…
Kres_Feliks_W._ _Polnocna_granica
Marquez Gabrie Garcia Na falszywych papierach w Chile
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Shay, Derrick, chodzcie już Patrick, idziesz z nami?
    - Nie, chyba zostanę z Neilem - mruknął dziadek.
    Idąc w ślad za Matthew do pokoju z zegarami, Shay myślała o Derricku. Wiedziała, że
    jeśli ten biedak chce wytrzymać z Marilyn, to musi szybko stać się o wiele twardszy i
    silniejszy.
    Stewartby niewątpliwie przyszedł obejrzeć zegary tylko i wyłącznie z uprzejmości.
    Matthew starał się jak mógł. aby go zanudzić. Opowiadał im długo o każdym zegarze,
    opisując 'szczegóły mechanizmów. Shay wcale się nie zdziwiła, gdy Derrick skorzystał z
    pierwszej okazji, aby uciec. Matthew Jadał już niemal pół godziny.
    - To było okrutne - powiedziała, gdy już zostali sami. Kaleka zachichotał ze złośliwą
    radością.
    - Jeśli Derrick chce przetrwać w tej rodzinie, to musi nauczyć się walczyć - wzruszył
    ramionami.
    - Przecież nie będzie członkiem naszej rodziny.
    - Tak myślisz? - spytał, odstawiając na półkę piękny, wiktoriański zegar. - Czy
    odniosłaś wrażenie, ze Marilyn rzeczywiście chce zerwać z Falconerami?
    - Nie, ale... Przecież zaraz dostaną rozwód!
    - Owszem, chyba tak - zgodził się Matthew. - Ale to jeszcze nie znaczy, że Marilyn
    poślubi Derricka.
    - Oczywiście, że tak. Przecież są zaręczeni.
    - Niby tak - mruknął.
    - Matthew, przestań mówić aluzjami. Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz wprost.
    - Nie, nie mam nic do powiedzenia - pokręcił głową.
    - Dlaczego zatem nie dasz spokoju temu biedakowi?
    - spytała z wyrzutem. - Przecież dla niego to z pewnością nie jest łatwe.
    - Współczuję każdemu, kto zamierza poślubić Marilyn.
    - Nie o to mi chodzi.
    - Nie? - Matthew uniósł brwi.
    - Nie. Pokręciła z namysłem głową. - To przez Lyona wszystko jest takie trudne.
    Marilyn najwyrazniej wciąż jeszcze go kocha. To zresztą nic dziwnego. Każda kobieta, która
    była tak blisko z Lyonem, miałaby kłopoty z akceptacją innego mężczyzny.
    Shay była tak zamyślona, że przez chwilę nawet nie zauważyła zdziwionego wzroku
    Matthew.
    - Czy rozumiesz, co przed chwilą powiedziałaś? - spytał powoli.
    - Rozmawiamy o Lyonie i Marilyn - odrzekła oschłe.
    - Czy tylko o nich?
    - Oczywiście, że tak. Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytała z wyrazną irytacją.
    - Gdy tutaj wróciłaś, powiedziałem ci, że jeszcze za wcześnie na rozmowę - odrzekł
    łagodnie. - Teraz chyba już nadeszła odpowiednia pora.
    - Mamy gości...
    - Porozmawiamy zatem pózniej, gdy wszyscy wyjdą. Muszę ci coś powiedzieć o
    Lyonie i Ricku.
    - O Ricku? - spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. - Co...?
    - Pózniej - obiecał. - Porozmawiamy wieczorem.
    Niestety, okazało się, że Marilyn nigdzie się nie śpieszy. Shay poszła do siebie
    nakarmić dziecko. Dopiero koło pierwszej usłyszała, jak Marilyn i Derrick żegnają, się i wy-
    chodzą.
    Lyon wszedł do pokoju Richarda akurat, gdy kładła dziecko do kołyski. Miała rozpiętą
    suknię i obnażone piersi. Lyon podszedł do niej od tyłu i nakrył je dłońmi. Shay od razu
    poczuła, jak w jej ciele rozchodzi się fala gorąca.
    - Nie - zaprotestowała i szybko odsunęła się od niego. Pośpiesznie zapięła guziki
    sukienki. Lyon nic nie powiedział, tylko przeszedł do jej sypialni. Shay poszła za nim.
    - Od kiedy tak bardzo interesujesz się zegarami? - spytał.
    - Wcale się nimi nie interesuję - zdziwiła się Shay.
    - A jednak zostałaś z Matthew jeszcze przez dziesięć minut po tym, jak Derrick wrócił
    do salonu.
    - Dokładnie dziesięć minut? - spytała kpiącym tonem.
    - Dziewięć minut, dwadzieścia pięć sekund - warknął Lyon. - Pochlebia mi, że tak
    dokładnie zmierzyłeś czas, ale to nie było konieczne. Po prostu rozmawiałam z Matthew. I to
    o tobie - dodała.
    - O mnie? - zdziwił się Lyon. - I o Marilyn.
    - Przestań - zezłościł się Lyon. - Nie jestem w nastroju do żartów.
    Czyżbyś mi groził?
    - Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobię ci krzywdy. - Oczy Lyona pociemniały.
    - Wobec tego daj mi spokój.
    - Pewnego dnia będziesz musiała przyznać, co naprawdę czujesz - powiedział
    zaciskając zęby.
    - Do ciebie? - zakpiła. - Już wiem. Na ogół budzisz we mnie niechęć.
    - A poza tym?
    - Nienawiść - powiedziała cicho. - Często szczerze cię nienawidzę.
    - Lepsze to niż obojętność - oświadczył Lyon. - Prócz tego między miłością a
    nienawiścią jest bardzo cienka linia.
    - Podobnie jak między zdrowiem a szaleństwem - parsknęła Shay.
    - Nie jestem szaleńcem - zapewnił ją Lyon. Uśmiechnął się z wysiłkiem.
    - Nie, jesteś raczej aroganckim tyranem.
    - Dziękuję ci za obraz. - Pogłaskał ją po policzku. - Będzie musiał mi wystarczyć,
    dopóki nie będę miał ciebie w łóżku.
    Gdyby nie Richard, Shay natychmiast by wyjechała i nigdy nie wróciła - Ale dobrze
    wiedziała, że nawet jeśli Lyon pogodziłby się z jej odejściem, nigdy nie zrezygnowałby z
    dziecka. Co gorsza, od wczorajszego popołudnia w jego towarzystwie czuła się dość
    niewyraznie.
    Masz niczego nie żałować, powtarzała sobie z uporem. Przecież tylko wzięła to, co
    Lyon chciał jej ofiarować, Ale jak mogła nie żałować, że sama też dała mu tyle, ile tylko
    mogła?
    Shay była zbyt zdenerwowana, aby położyć się do łóżka. Pomyślała, że chyba jest to
    odpowiednia pora na rozmowę z Matthew. Wyszła na korytarz, starając się nie robić hałasu.
    Już po paru krokach przywarła do ściany. Zobaczyła, jak wzdłuż korytarza przemyka się jakaś
    postać. Po chwili poznała Party. Dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami do pokoju
    Matthew. Do licha, co ona tu robi o tej porze? pomyślała. Po kolacji cały personel dostał
    wolne. Patty nie miała zresztą na sobie służbowego fartuszka, lecz obcisłe dżinsy i
    jasnoniebieski sweter. W tym stroju wydawała się jeszcze młodsza niż na co dzień. Ale co
    ona robiła, skradając się korytarzem w środku nocy?
    Shay miała już ją zawołać, gdy nagle usłyszała, jak Party puka do drzwi Matthew.
    Spodziewała się, że pokojówka wejdzie do środka bez pytania. Osoba, która spowodowała
    wszystkie dotychczasowe  wypadki z pewnością nie zwykła ostrzegać nikogo pukaniem!
    Matthew najwyrazniej szykował się do łóżka. Gdy otworzył drzwi. Shay zauważyła, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.