Home
Sedziwoj DZIEKONSKI
Ja
Edigey Jerzy Wycieczka ze Sztokholmu
Surveillance and Censorship in UK and EU
R
Bray Libba Magiczny Krć…g 01 Mroczny Sekret
MiśÂ‚aszewska_Wanda_ __O_zśÂ‚oty_wlos
Anne McCaffrey Pern 00 Threadfall
Stoker, Bram L'enterrement Des Rats & Autres Nouvelles
Kornbluth Cyril Domek z kart
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wypiekibeaty.keep.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

     Pan dopiero co wrócił z Abadanu, prawda? Jak tam jest?
     Gorąco  odparł tamten i zwrócił się do Laury:  Jak pani dziś się miewa? Trochę
    lepiej?
     O tak, dziękuję. Szok już mi przeszedł.
     To dobrze.
    Inspektor wstał zza biurka i zbliżył się do siedzącego na sofie Starkweddera.
     Pańskie odciski  oznajmił  znajdują się na szybie, na karafce, kieliszku i
    zapalniczce. Te na stoliku zostawił ktoś inny, nie udało się ich zidentyfikować.  Rozejrzał
    się po pokoju.  To załatwia sprawę.  Spojrzał pytająco na Laurę.  Skoro nie było tu
    wczoraj żadnego gościa&
     Nie  zapewniła go Laura.
     W takim razie muszą należeć do MacGregora.
     MacGregora?  Starkwedder zerknął na Laurę.
     Wygląda pan na zaskoczonego  zauważył inspektor.
     To prawda  przyznał Starkwedder.  Sądziłem, że nosił rękawiczki.
    Inspektor pokiwał głową.
     Ma pan rację. Rewolwer trzymał przez rękawiczkę.
     Czy odbyła się tu jakaś kłótnia?  spytał Starkwedder Laurę.  Nie było słychać
    niczego oprócz strzału?
     Ja& To znaczy, Benny i ja& słyszałyśmy tylko strzał. Ale na górę nie docierają
    zwykłe odgłosy.
    Sierżant Cadwallader wyglądał na ogród przez okienko we wnęce. Widząc, że ktoś idzie
    przez trawnik, pośpieszył do drzwi i wpuścił do środka przystojnego mężczyznę po
    trzydziestce. Przybysz był średniego wzrostu, miał niebieskie oczy i robił wrażenie
    wojskowego. Pierwszy zauważył go Jan.
     Julian! Julian!  zapiszczał radośnie.
    Tamten spojrzał przelotnie na chłopca i zwrócił się do Laury.
     Lauro!  wykrzyknął.  Właśnie się dowiedziałem. Ja& Tak bardzo mi przykro!
     Dzień dobry, majorze Farrar  powitał go inspektor.
     Co za niezwykła sprawa  zauważył Julian Farrar.  Biedny Richard!
     Leżał na wózku  poinformował go Jan.  Złożony wpół! A na piersi miał karteczkę.
    Wiesz, co tam było napisane?  Rachunek wyrównany !
     Tak, tak. Uspokój się, chłopcze  mruknął Julian Farrar, klepiąc go po ramieniu.
     Czyż to nie podniecające?  ciągnął Jan, wpatrując się w niego roziskrzonym
    wzrokiem.
     Tak, rzeczywiście  odrzekł Farrar, mierząc jednocześnie Starkweddera badawczym
    spojrzeniem.
    Inspektor dokonał prezentacji:
     To jest pan Starkwedder, a to major Farrar, prawdopodobnie nasz nowy poseł. Startuje
    w wyborach uzupełniających.
    Panowie uścisnęli sobie dłonie, mrucząc pod nosem, że . bardzo im przyjemnie. Inspektor
    zostawił ich i kiwnął na sierżanta. Naradzali się przez chwilę, a tymczasem Starkwedder
    opowiadał majorowi o swej przygodzie:
     Ugrzązłem samochodem w rowie, chciałem stąd zatelefonować i poprosić o pomoc.
    Nagle z tych drzwi ktoś wybiegł i omal mnie nie przewrócił.
     Ale w którą stronę uciekł?  spytał Farrar.
     Nie mam pojęcia. Rozpłynął się we mgle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
    Starkwedder się odwrócił, natomiast Jan, patrząc wyczekująco na Farrara, zapytał:
     Sam powiedziałeś Richardowi, że pewnego dnia ktoś go zastrzeli, prawda, Julianie?
    Zapadła cisza. Wszystkie oczy zwróciły się na Farrara. Ten po krótkim namyśle odrzekł
    szorstko:
     Czyżby? Nie przypominam sobie.
     Ależ tak!  upierał się Jan.  Kiedyś przy kolacji. No wiesz, pokłóciliście się wtedy i
    ty powiedziałeś:  Richardzie, pewnego dnia ktoś ci wpakuje kulkę w łeb .
     Prorocze słowa  zauważył inspektor.
    Julian Farrar przysiadł na drugim końcu taboretu.
     No dobrze  dał za wygraną.  Richard ze swoją kolekcją był dla niektórych solą w
    oku. Ludziom nie podobało się takie hobby. Na przykład ten ogrodnik, pamiętasz go, Lauro?
    Griffiths. Ten, którego Richard zwolnił. On z całą pewnością się odgrażał, i to niejeden raz.
    Mówił, że kiedyś przyjdzie ze swoją strzelbą i załatwi pana Warwicka.
     Ach, Griffiths nigdy by tego nie zrobił!  wykrzyknęła pośpiesznie Laura.
    Farrar przybrał skruszoną minę.
     Nie, oczywiście, że nie. Nie to miałem na myśli. Chodziło mi o to, że& ludzie często
    wygadywali różne rzeczy.  I żeby ukryć zakłopotanie, wyciągnął papierosa.
    Inspektor siedział przy biurku z zamyśloną miną. Starkwedder stał w kącie obok wnęki,
    blisko Jana, który zerkał na niego z ciekawością.
     Szkoda, że nie przyszedłem tu wczoraj wieczorem  westchnął Farrar, nie zwracając
    się do nikogo konkretnego.  A miałem taki zamiar.
     To przez tę okropną mgłę  rzekła cicho Laura.  Nie mogłeś wyjść w tych
    warunkach.
     Właśnie. Zaprosiłem na kolację członków mojego komitetu wyborczego. Zauważyli, że
    mgła gęstnieje, więc szybko się pożegnali. Chciałem wpaść do was, ale zmieniłem zdanie. 
    Grzebiąc po kieszeniach, spytał:  Czy ktoś ma zapałki? Chyba posiałem gdzieś zapalniczkę.
    Rozejrzał się po pokoju i nagle dostrzegł swą zgubę na stoliku, gdzie zostawiła ją Laura.
    Poszedł tam, obserwowany bacznie przez Starkweddera.
     O, jest!  wykrzyknął.  Nie miałem pojęcia, gdzie ją zgubiłem.
     Julianie&  zaczęła Laura.
     Tak?  Poczęstował ją papierosem.  Ogromnie mi przykro, Lauro. Jeśli mogę ci
    jakoś pomóc&
     Tak, tak, wiem  rzekła, przyjmując od niego ogień. Nagle odezwał się Jan:
     Umie pan strzelać, panie Starkwedder? Bo ja umiem. Richard pozwalał mi czasem
    poćwiczyć, ale, rzecz jasna, nie mogłem się z nim równać.
     Naprawdę?  zainteresował się tamten.  Jakiej broni pozwalał ci używać?
    Wykorzystując okazję, że Jan przyciągnął uwagę Starkweddera, Laura zaszeptała nerwowo
    do Juliana:
     Muszę koniecznie z tobą pomówić.
     Uważaj  ostrzegł ją równie cichym głosem.
     To była dwudziestka dwójka  odpowiedział Jan.  Całkiem niezle strzelam, prawda,
    Julianie?  Podszedł prosto do Farrara.  Pamiętasz, jak zabierałeś mnie na strzelnicę?
    Trafiłem dwie butelki!
     Rzeczywiście, mój chłopcze. Masz dobre oko, to się liczy. W krykiecie zresztą także.
    To był fantastyczny mecz, ten, który rozegraliśmy w lecie.
    Jan uśmiechnął się z zadowoleniem i usiadł na taborecie twarzą do inspektora, który
    studiował dokumenty przy biurku. Po chwili Starkwedder zwrócił się do Laury, wyjmując
    papierosa:
     Czy mogę zapalić?
     Oczywiście.
     Pożyczy mi pan zapalniczkę?  zapytał z kolei Farrara.
     Proszę bardzo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.