Home
Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 01 Wielkie Wrota
Hassel_Sven_ _Zlikw
Zane Grey Call Of The Canyon
Hitler Adolf mein kampf
0997. Braun Jackie Najpić™kniejsza muzyka
Ray Bradbury 451 Fahrenheita
The Billionaire's Obsession 1.1 Mine for Tonight J.S. Scott
Dreissig, Georg Der Sohn des Spielmanns
komentarz_chorobowy
Diana Palmer Pewnego razu w Paryśźu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    obowiązkowo.
    - Jest krata - usłyszała okrzyk wspólnika w oszustwie.
    - Na co czekasz, wyłam ją - niecierpliwiła się następująca mu na pięty Esa.
    Królewna zatrzymała się za ich plecami, skryta za załomem skalnym. Wsparła się dłonią
    o ścianę i skoncentrowała. %7łelazna zapora, o którą w teatralnej pozie opierał się Terk, zaczęła
    drżeć. Na czole Salianki pojawiły się krople potu, zaczęła się lekko chwiać. Krata nagle ze
    zgrzytem odleciała w głąb korytarza i upadła poza polem widzenia.
    Królewnie udało się utrzymać na nogach, ale łatwe to nie było. Gdyby nie skała, o którą
    się opierała nie tylko rozczapierzonymi dłońmi, ale i plecami, osunęłaby się na ziemię.
    Tamci chwilowo nie zwracali na nią uwagi, Terk w oszołomieniu rozcierał podrapane
    dłonie, a Esa starała się przemknąć przez korytarz, nie dotykając przy tym szczątków
    żelastwa. Pazur już dawno pobiegł naprzód i teraz poszczekiwał niecierpliwie.
    Nie było z nimi Yana.
    Salianka była przekonana, że szedł przed nią, ale nie było go tam, na pewno. Tylko tego
    brakowało, żeby ukradkiem zamarudził gdzieś z tyłu i skojarzył sobie wysiłek królewny z
    wyrwanymi prętami... Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dziewczynę coś w jej wnętrzu usilnie
    przed nim ostrzegało.
    Na wszelki wypadek jedną myślą poderwała w powietrze odłupany kawałek skały,
    dostatecznie duży, żeby przy odpowiedniej prędkości lotu nie tylko mężczyznę ogłuszyć, ale
    zrobić mu z głowy miazgę. Na samą myśl o takim scenariuszu ludzkie instynkty zaczęły
    protestować, ale kazała im się zamknąć. Nie miała zamiaru wchodzić dwa razy do tej samej
    rzeki, o nie! Ba, miała zamiar w ogóle omijać wszelkie zbiorniki wodne.
    I zabijać pięknookich głupców, zanim oni spróbują zabić ją.
    Skutkiem tej decyzji było, że Salianka stanęła u wylotu korytarza dokładnie w chwili,
    gdy ogromny smok palił swoim ogniem ostatnich strażników, a raczej to, co z nich zostało.
    Rzecz jasna, zaniemówiła.
    Smok był chyba ostatnim, czego mogła się spodziewać. Jaskinia nie miała żadnych
    przepastnych odnóg, w których mógłby się ukryć, i naprawdę, ale to naprawdę nie mógł się ot
    tak, z nagła pojawić, wcześniej niezauważony. Zwłaszcza że bestia była ogromna, zdawała się
    wypełniać całą pieczarę, przytłaczając swoim rozmiarem nie tylko drobne, niemal rachityczne
    trupki, ale i skalne więzienie. Królewna nigdy wcześniej nie widziała smoka, ale czytała o
    nich w książkach, widziała starannie wykonane ryciny. I musiała przyznać, że choć
    zaskakująco podobne do pierwowzoru, obrazki nie oddawały bestiom sprawiedliwości. Nic
    dziwnego zresztą. Jak dzieło ludzkich rąk mogło wyrazić tę potęgę i majestat, które zdawały
    się wręcz emanować z potwora? A kiedy smok spalił już wszystkie upiory, zamknął pysk,
    skurczył się w sobie i stał z powrotem Yanem, który odkaszlnął, oczyszczając gardło z
    ostatniego obłoczka dymu.
    Salianka z wrażenia upuściła kamień.
    Smok zauważył ją i podszedł bliżej, skupiając na królewnie spojrzenie swoich szarych
    oczu. Nie przypominały już luster, miały białka, tęczówki i zrenice, a mimo to kiedy
    dziewczyna w nie patrzyła, czuła się, jakby nagle ktoś zamknął ją w pudełku zrobionym ze
    zwierciadeł, bez wyjścia i bez wejścia, gdzie nie ma nic, tylko gładkie tafle szkła. Demonie
     ja wreszcie zdołało zagłuszyć rozmarzone zachwyty ludzkiego i wrzeszczało na alarm. Ale
    Salianka, mimo że nagle uwolniona spod czaru smoczego spojrzenia, nadal nie była w stanie
    się ruszyć.
    - Nie powinnaś była zawracać - powiedział złowrogo Yan, a w oczach zalśniły mu
    płomienie, zupełnie jakby przymierzał się do spalenia królewny jednym oddechem. Zanim
    zdążył dodać coś jeszcze, rąbnął plecami o ścianę jaskini, a palce Salianki zacisnęły mu się na
    gardle. Grunt usunął mu się spod nóg, a on podjechał w górę, podtrzymywany przez
    dziewczynę jedną ręką.
    Królewna nie zdążyła się nawet zastanowić, co robi, instynkt demona pchnął ją wreszcie
    do działania.
    - Nie mów do mnie więcej takim tonem - zasugerowała mu zimno.
    Ku jej zaskoczeniu smok, zamiast drżeć z lęku albo choć trochę zaniepokoić się obrotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.