Home
Crespy Michel Łowcy głów
Celmer, Michelle Royal Seductions 07 Wovon eine Prinzessin traeumt
1057. DUO Celmer Michelle Erotyczne fajerwerki
093. ABY 0004 Luke Skywalker i Cienie Mindora
Antologia Bale maturalne z piekśÂ‚a
Catherine George Love Lies Sleeping (pdf)
Carol Lynne [Cattle Valley 27] Alone in a Crowd Ryan, Rio, Nate [TEB MM] (pdf)
Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 61 Zakochany hrabia
Norton Andre Pani Krainy Mgiel
Forsyth Frederick Upior Manhattanu
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    reakcjach.
    Nie wyobrażała sobie, że można czuć coś takiego, co
    odczuwała teraz.
    Jej ciało odpowiadało spontanicznie, bez udziału woli i
    myśli. Zaczęło żyć własnym życiem.
    - Dobrze ci? - szepnął.
    Czy dobrze? Nie potrafiłaby znalezć odpowiednich słów
    na opisanie tego, co czuła. Angielski nie miał właściwych
    określeń na opisanie jej odczuć. A pragnęła następnych,
    intensywniejszych: jeszcze, więcej...
    Pragnęła go pieścić i być pieszczona. Pragnęła tak bardzo,
    że sprawiało to ból.
    Jake podniósł głowę i uśmiechnął się.
    - Może wydam ci się zarozumialcem, ale z całą
    pewnością nie reagujesz jak kobieta, która nie lubi seksu.
    - Może udaję - szepnęła ledwie słyszalnie.
    - W takim razie muszę się bardziej postarać - powiedział
    Jake z szelmowskim uśmiechem.
    ROZDZIAA SZSTY
    Jake ukrył twarz na ramieniu Marisy.
    - Nie bolało cię?
    - Było wspaniale. - Przesunęła powoli palcem po jego
    brodzie. - Myślisz, że się udało? %7łe zajdę w ciążę?
    - Nie wiem. - Niemal zapomniał, z jakiego powodu
    znalezli się razem w łóżku. I oto nagle przebudzenie. To nie
    działo się naprawdę. %7ładnych sentymentów, uczuć. Marisie po
    prostu potrzebny był cenny materiał genetyczny.
    Poczuł chłód, pustkę. Miał nadzieję, że tym razem się nie
    udało, że ich próby będą trwać miesiącami... i ogarnęły go
    wyrzuty sumienia, że jest takim egoistą.
    Tu nie chodziło przecież o niego. Chodziło o Marisę, o
    dziecko i o tym tylko powinien myśleć. Pragnął tego dla niej,
    dla siebie w jakimś sensie też.
    Ale nigdy w życiu wyobrażenia nie rozminęły mu się tak
    bardzo z rzeczywistością. W seksie zawsze szukał
    zaspokojenia, rzadko angażował się emocjonalnie, a miłość w
    ogóle nie wchodziła w grę. Tymczasem dzisiaj pojawiła się i
    miłość, i szacunek.
    Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego jak
    właśnie dzisiaj, kiedy kochał się z Marisą. Coś takiego mogło
    mu się już nigdy nie zdarzyć.
    Miał nadzieję, że za kilka miesięcy wszystko wróci do
    normy. Nacieszy się Marisą, ona zajdzie w ciążę, znowu będą
    przyjaciółmi, jak dawniej, a on wróci do swoich przelotnych
    związków z innymi kobietami, związków, z których
    świadomie eliminował uczucie.
    A jeśli tych kilka miesięcy z Marisą mu nie wystarczy?
    Jeśli będzie za nią tęsknił?
    Marisą spojrzała na budzik.
    - Do diabła! Obiecałam Lucy, że będzie mogła wyjść
    dzisiaj wcześniej. Muszę iść na dół.
    Wolał się nie zastanawiać, czy to prawda, czy tylko
    wymówka. Nie powinien ulegać sentymentom, dać się ponieść
    uczuciom.
    - Powiedziałem chłopakom, że wrócę pózno z lunchu, ale
    pewnie już na mnie czekają.
    Sięgnął po leżące na podłodze spodnie. Lepiej udawać, że
    nic się nie stało, że tylko realizują swoją umowę i po prostu
    wskoczyli na chwilę do łóżka. Nic wielkiego.
    - Chcesz, żebyśmy się spotkali wieczorem? - zapytał,
    siadając na łóżku, plecami do Marisy. - Może powinniśmy
    spróbować jeszcze raz, dla pewności. Owulacja jeszcze się nie
    skończy, prawda?
    - Nie, ale mamy dzisiaj wieczorem robić z Lucy
    remanent. Nie mogę go przełożyć, już jesteśmy spóznione, a
    lada dzień przyjdą nowe dostawy. Może spotkamy się jutro w
    porze lunchu?
    Innymi słowy miała go dosyć na dzisiaj. Trudno. Oboje
    muszą się oswoić z sytuacją.
    - W porządku, spotkamy się jutro.
    Głośne pukanie do drzwi sprawiło, że poczuli się jak para
    nastolatków przyłapanych przez rodziców w kompromitującej
    sytuacji. Wyskoczyli z łóżka i zaczęli się ubierać.
    - Kto to? - szepnął Jake, chociaż pukający i tak nie
    mógłby go usłyszeć.
    - Nie wiem. Może Lucy przyszła po mnie. - Marisa
    wciągnęła sukienkę. - Co powiemy?
    Pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe.
    - Nic nie musimy mówić. Po prostu otwórz i zachowuj się
    normalnie. - Jake włożył spodnie: koszulę i bokserki zostawił
    w łazience. - Ja się ubiorę i ogarnę.
    Marisa pobiegła do drzwi, przeczesując po drodze palcami
    włosy. Pukanie stawało się coraz głośniejsze, coraz bardziej
    natrętne. Kiedy otworzyła drzwi, do mieszkania wpadła Julia,
    narzeczona ojca Marisy.
    - Jakiś szaleniec na mnie napadł - jęknęła, chowając się za
    plecami Marisy. Marisa wyjrzała na korytarz i zdążyła jeszcze
    zobaczyć zatrzaskujące się drzwi mieszkania pana
    Kloppmana.
    - Nie przejmuj się, on jest nieszkodliwy. - Zamknęła
    drzwi i Julia dopiero teraz odetchnęła z ulgą. - Zdziwaczały
    staruszek, ale nie skrzywdziłby muchy.
    - Dzięki Bogu. - Stała na środku bawialni, okropnie
    wystraszona, i przyciskała torebkę do piersi. W obcisłych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.