Home
Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf)
Douglas Arthur Złoto z Porto Bello
Howard Robert E. Conan i Skarb Tranicosa
Antologia Bale maturalne z piekśÂ‚a
1025. McKay Emily Gorć…ce popośÂ‚udnie
Falzmann Robert Cybercop 3
Andre Norton Wygnanka
Agata Christie Chleb olbrzyma
Jennifer Armintrout Blood Ties 02 Possession
Bulyczow Kiryl P,I. 2 PrzepaśÂ›ć‡ bez dna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • commandos.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    jest tą samą, która wróciła.
    Poza tym wynajmujący mówił dobrą angielszczyzną, a na kartce napisano "zapałka", nie
    "zapałki", jak powinno być.
    Sądzę, że zostało to zaczerpnięte ze słownika, w którym była tylko liczba pojedyncza.
    Lakoniczność może być spowodowana chęcią ukrycia nieznajomości języka. Tak, Watsonie,
    przyznasz, że są to wystarczające powody, by podejrzewać zamianę lokatórów.
    - Tylko po co?
    - To właśnie jest problem. Ale mamy dość prosty sposób, by to sprawdzić - wziął gruby
    zeszyt, w który wklejał ogłoszenia z rozmaitych gazet i zaczął go kartkować. - Ależ to
    zbiorowisko skarg, śmiechu i naiwności... a jednocześnie najlepsze łowisko dla kogoś, kto
    szuka rzeczy dziwnych i ciekawych. Ten ktoś jest sam, jak to zostało zaznaczone na
    wstępie, nie odbiera telefonów i listów, ani nie przyjmuje gości. Prenumeruje natomiast
    jedną jedyną gazetę.
    Zatem musi porozumiewać się z kimś za pomocą ogłoszeń i wiemy nawet od kiedy możemy się
    ich spodziewać... "Dama w czarnym boa w Prince's Skating Club..." - możemy sobie darować,
    "Jimmy nie będzie łamał serca..." - to też, "Jeśli dama, która zemdlała w autobusie..." -
    również, "Każdego dnia me serce..." - to także. O, to już bardziej pasuje, posłuchaj:
    "Cierpliwości, znajdę jakiś pewny sposób łączności. Na razie tutaj - G." Wydrukowane w dwa
    dni po wprowadzeniu się do pani Warren owego niepokojącego lokatora. Wygląda to
    prawdopodobnie. Ten ktoś, kto tam jest obecnie, może nie mówić, ale musi rozumieć po
    angielsku. Inaczej ogłoszenie nie miałoby sensu. Zobaczymy czy jest ciąg dalszy... o, trzy dni
    pózniej... "Sprawy idą dobrze, cierpliwości
    i spokoju. Chmury się rozwieją - G." Przez tydzień cisza i coś konkretniejszego: "Prawie
    sukces.
    Jeśli będę mógł, pamiętaj stary kod: 1 - A, 2 - B itd. Usłyszysz wkrótce - G." To wczorajsze
    ogłoszenie. W dzisiejszej prasie nie ma nic na ten temat. Wszystko wskazuje, że adresatem
    jest ów tajemniczy lokator. Jeśli trochę poczekamy, sądzę, że sprawy staną się znacznie
    jaśniejsze.
    Tak też się stało. Rankiem następnego dnia znalazłem Holmesa siedzącego przed
    kominkiem
    z pełnym satysfakcji uśmiechem na twarzy.
    - Jak ci się to podoba? - spytał biorąc ze stołu gazetę - "Wysoki, czerwony dom z białą
    elewacją, 3 piętro, 2 okno od lewej po zmroku - G.". Sądzę, że po śniadaniu urządzimy sobie
    wycieczkę krajoznawczą po sąsiedztwie posesji pani Warren.
    O, a oto i ona we własnej osobie. Co nowego?
    Nasza klientka wpadła do pokoju tak gwałtownie, iż wystarczyło raz na nią spojrzeć, by
    wiedzieć, że coś musiało się wydarzyć, i to coś ważnego.
    - To sprawa dla policji, panie Holmes - krzyknęła. - Nie będę dłużej tego tolerować! On
    musi się wynieść z mojego mieszkania.
    Poszłabym tam i powiedziała mu to, ale pomyślałam, że uczciwość nakazuje mi zasięgnąć
    najpierw pana opinii. Moja cierpliwość ma granice, a kiedy dochodzi do porwania mojego
    własnego męża, to...
    - Kto był tak bezczelny?
    - Sama chciałabym to wiedzieć!
    Dziś rano wyszedł jak zwykle przed siódmą - jest portierem u Mortona i Wazylighta na
    Tettenham Court Road - i zanim zdołał zrobić dziesięć kroków dwaj ludzie zaszli go z tyłu,
    zarzucili mu na głowę płaszcz i wepchnęli do czekającego przy krawężniku auta. Przez
    godzinę wozili go po mieście, potem otworzyli drzwi i wyrzucili jak worek kartofli. Gdy się
    pozbierał, po samochodzie nie zostało śladu, a on sam był w Hampstead Heath. Przyjechał do
    domu i dochodzi do siebie, a ja natychmiast przybyłam dać panu o tym znać.
    - Nader ciekawe. Czy widział tych ludzi, lub słyszał ich rozmowę?
    - Nie. Wie tylko, że nagle zrobiło się ciemno i został uniesiony w górę, a potem wyrzucony
    z jadącego wozu. Było ich dwóch albo trzech.
    - A dlaczego łączy pani tę napaść ze swoim lokatorem?
    - %7łyjemy w tym miejscu od piętnastu lat. To spokojna okolica i nigdy nic podobnego nie
    miało tu miejsca. To nie jest przypadek, mam tego dość.
    Pieniądze nie są najważniejsze i dziś jeszcze chcę widzieć, jak ten człowiek wynosi się z
    mojego domu.
    - Pani Warren, niech pani nie robi niczego gwałtownego. Proszę poczekać z eksmisją.
    Zaczynam sądzić, że ta sprawa jest znacznie poważniejsza niż się z
    pozoru wydawało. Oczywiste jest, że pani lokatorowi zagraża poważne niebezpieczeństwo.
    Jest równie prawdopodobne, że oczekujący w zasadzce wrogowie pomylili w porannej mgle
    pani męża z pani lokatorem, a stwierdziwszy swą pomyłkę wypuścili go. Możemy się jedynie
    domyślać, co zrobiliby, gdyby nie popełnili pomyłki.
    - Wobec tego co ja mam zrobić, panie Holmes?
    - Bardzo chciałbym zobaczyć tego pani lokatora.
    - Nie wiem jak by to można było zrobić, chyba że wyłamie pan drzwi. Otwiera je dopiero,
    gdy słyszy jak schodzę. Nigdy wcześniej.
    - Musi zabrać tacę. Jeśli jest jakieś miejsce, w którym moglibyśmy się schować i
    obserwować drzwi...
    Kobieta zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
    - Po drugiej stronie korytarza jest niewielki pokoik. Ustawię tam lustro i jeśli siądziecie
    panowie za drzwiami, powinno się to udać.
    - Doskonale! - ucieszył się Scherlock. - O której jest lunch?
    - Około pierwszej, sir.
    - Wobec tego będziemy przed pierwszą. Do zobaczenia, pani Warren.
    O wpół do pierwszej znalezliśmy się na schodach domu pani Warren, wysokiego budynku
    z żółtej cegły, przy Great Orne Street, wąskiej uliczce po północno_wschodniej stronie
    British Museum. Stał on w pobliżu narożnika i widok z niego obejmował też Howe Street,
    zabudowaną bardziej pretensjonalnie. Mój towarzysz z uśmiechem wskazał jeden z
    budynków.
    - Widzisz, Watsonie? "Wysoki, czerwony dom z białą elewacją".
    Oto nasza stacja nadawcza. Znamy miejsce, znamy szyfr, toteż nie powinno być kłopotów.
    O, w oknie jest kartka "Do wynajęcia", a więc mieszkanie jest puste i łatwo dostępne.
    Witam panią, pani Warren. Co teraz?
    - Wszystko przygotowałam, ale musicie panowie zostawić buty na półpiętrze, żeby uniknąć
    hałasu.
    Proszę za mną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.