Home Bordowicz Maciej Zenon Ewa wzywa 07... 073 Handlarze jabĹek Drugi krÄ g 3 PioĹun i miĂłd Ewa BiaĹoĹÄcka Bialolecka_Ewa_ _Kamien_na_szczycie . Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept 01. Bretton Barbara Blaski i cienie Hollywood Tylko ty Golding William Papierowi ludzie Boys and Foreign Language Learning.Real Boys Don't Do Languages (J.Carr&A.Pauwels) Bulyczow Kiryl P,I. 2 PrzepaśÂć bez dna Bradbury_Ray_ _451_Fahrenheita Kotowski_Krzysztof_ _Noc_kaplanow |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] dziedziczyć, nie powinnyśmy na przykład przez pamięć i szacunek dla dziadka... Ten ostatni argument nie bardzo do mnie przemówił - teraz obaj bracia nie żyj ą, a nam zostało coś cennego, co należy do rodziny Babcia Sabina podjęła jednak szybką i nieodwołalną decyzję: przekazujemy obrazy naszemu muzeum. Spodobał mi się ten pomysł, brzmi rozsądnie, choć trochę szkoda, że nie staniemy się bogate. Zabrałabym ma-mutkę i babcię w podróż na Karaiby.. Potem zahaczyłybyśmy o New York, Kalifornię, Las Vegas, Tokio, Moskwę, Paryż, Londyn, Brukselę (chociaż nie, Brukselę nie, Ewcia mówiła, że nie ma tam nic ciekawego). Raz jeszcze wróciłam myślami do pierwszej odsłony mojego snu z pociągu. Muzeum... tak, to musiał być proroczy sen. Może jednak coś we mnie siedzi od czasu zabawy z talerzykiem? A może zwariowałam? 9 kwietnia Dzień wielkiej awantury między mamutką i babcią Sabiną. No tak, można się tego było spodziewać. Mamutka dowiedziała się o zmarłym wujku Antonim, naszym nieoczekiwanym spadku i o decyzji babci. Zwiadomość, że możemy być bogate, a babcia chce to zaprzepaścić, podejmując jakieś, cytuję: durne decyzje , okazała się dla mamutki nie do zniesienia. To było wystawienie jej zdolności do wyrzeczeń i wątłych nerwów na zbyt ciężką próbę. Piekliła się zatem niemiłosiernie, zupełnie nad sobą nie panując. Mnie też się oberwało: oprócz głupiego podróżowania podczas świąt i zadawania się z zupełnie niewłaściwymi osobami, których w ogóle nie powinnam uznawać za swoją rodzinę, piszę w dodatku jakieś e-maile do Stanów, a jej na ten temat to ani mru-mru (jakby miało to mieć jakiś wpływ ha to, co się stało). Podejrzewała nawet mnie i babcię o zmowę. Właściwie nie wiem, dlaczego wcześniej nic jej nie powiedziałyśmy, po prostu wyleciało nam z głowy, nie było w tym przecież złej woli. Mamutka wpadła w najgorszy z możliwych stanów - stan nierozumnego roztrzęsienia, graniczącego z obłędem, stan wrzasków na całą dzielnicę oraz złości parującej uszami. Ona już czuła w powietrzu zapach tego przyszłego bogactwa, ów wyjątkowo przyjemny aromat nieznośnie drażnił jej wrażliwe nozdrza, a tu babcia wyskoczyła jak filip z konopi z jakimś muzeum. Babcia była jednak wobec tego wszystkiego nieugięta i mamutka niczego przez cały dzień nie wskórała. Między innymi za to podziwiam babcię Sabinę. I za to, że wiem, iż mamutka nic nie wskóra także jutro i pojutrze, i nawet popojutrze. 12 kwietnia Wiekopomne wydarzenie mamy już za sobą. Wczoraj odbył się długo oczekiwany koncert. UFFO zagrało bosko i niewiarygodnie - tylko na początku byli trochę stremowani, ale potem dali takiego czadu, że dziadki z U2 przy nich wysiadają. Byłam pod dużym wrażeniem, serio. Nawet dostali propozycję nagrania płyty! Po prostu zaczynają być na topie, to nie ulega wątpliwości. Z Izką dziwnie się teraz gada... Zdecydowanie więcej zrozumiałby z tego, co się do niego mówi, Fikus, a nawet mój nierozgarnięty Boniuś. Rozmowa z moją przyjaciółką wygląda mniej więcej tak: - Niezle wam poszło, gratulacje, przed tobą prawdziwa kariera! - Staram się podlizać Izce, żeby o mnie nie zapomniała, jak już będzie sławna. - Ehe, wiem, że miałam superfryzurę, tylko makijaż był fatalny, robiła mi go jakaś nierozgarnięta baba. Fioletowe cienie, kumasz? Było już za pózno, żeby to zmyć, myślałam, że ją zabiję! - Ale ja nie o tym, mówię, że daliście fajny występ. I płytę będziecie nagrywali... Jestem z was dumna, naprawdę. - No, no, ja też miałam wrażenie, że ta gitara basowa zle brzmiała, coś z nią było nie tak, jak słowo daję, może ją zle podłączyli... Mój mikrofon na początku trzeszczał. Było słychać? Ale się stresowałam! A Paweł w garderobie cały się trząsł, musieliśmy go ciągnąć na siłę, bo na własnych nogach dobrowolnie nie wyszedłby na scenę. - Do kitu ten wasz występ, zupełnie mi się nie podobał! - Zmieniam strategię ciekawa, czy tym razem coś do niej trafi. To jednak na nic. - Nie było żadnego półplaybacku, no coś ty! Wszystko szło na żywca! Jeszcze ci nie mówiłam, że dzień przed koncertem gardło mi wysiadło. Ale moja doktorka dała mi w ostatniej chwili jakiś zastrzyk i przeszło. O rany, same stresy! Teraz mogę już iść na maturę - to będzie pikuś! I tak dalej, i tak dalej... A może ona po prostu ogłuchła? Rzecz jasna, na koncercie pojawił się Marcinek, spostrzegłam go kątem oka gdzieś wśród tłumu. On raczej mnie nie widział. Chyba był sam. Ale to już nie ma znaczenia. Parę dni i kompletnie mi przeszło, po prostu stał mi się po tym wszystkim obojętny i całkiem obcy Nie obchodzą mnie jego SMS-y z przeprosinami i błagalne prośby o spotkanie (skąd ja to znam?). Myślałam, że będę cierpieć, a tymczasem... o dziwo, odetchnęłam z ulgą. Tak więc mogłam nucić wraz z moim ulubionym zespołem (czując przy tym wyrazne zadowolenie): Uff, odetchnij z ulgą, chociaż jestem teraz sama... To nic, nawet dobrze się składa - wreszcie, w tych ostatnich dniach przed maturą, skupię się właśnie na niej. Egzamin zbliża się przecież nieubłaganie, a ja wciąż mam w uszach przerazliwie głośne bębnienie palców naszego profesora od historii o stół i przypomina mi się uczucie wielkiej pustki w głowie, któremu to bębnienie towarzyszy 4 maja Wczorajszą noc spędziłam - jak za starych dobrych czasów - u Moni. Była to dla mnie przedostatnia noc przed maturą, a dla Moni ostatnia (polskiego nie muszę zdawać, mimo nieustających protestów Praworządnych). Plan miałyśmy taki, żeby zakuwać do rana. Całą podłogę pokoju pokrywały notatki, wydruki z Internetu i książki. Po kilku godzinach wszystko zaczęło się nam jednak mieszać. Nawet Malwin-ka musiała mieć już tego zakuwania dość, bo zaczęła niemiłosiernie kopać. Trzeba było więc skończyć z nauką i trochę się zrelaksować. Zamiast się porządnie wyspać, do rana słuchałyśmy świetnej muzy i gadałyśmy - głównie o naszych nieudanych związkach, samotności i o tym, że boscy faceci istnieją chyba tylko w wyobrazni albo w filmach. Oczywiście snułyśmy również wizje przyszłości, choć jest ona dla nas ciągle wielkim znakiem zapytania. Malwinka w miarę szybko przestała dokuczać kopaniem, zatem z nas trzech tylko ona pokierowała się rozsądkiem, udając się w porę na słodki spoczynek. Nam nerwy nie dawały spać, podświadomie nakręciłyśmy się maturą, która przecież rozpoczyna się zaraz, za chwilkę. A jeszcze niedawno wydawała się taka odległa... Teraz także jest noc. Zaledwie kilka godzin dzieli mnie od egzaminu dojrzałości. Nie mam pojęcia, jak go zdam - nadal nie przychodzi sen, przewracam się z boku na bok. Wstaję z łóżka i chodzę po pokoju. Przez okno widzę zapalone światło w pokoju Izki. A z nieba zerka na nas dobrotliwy księżyc i sprawia wrażenie szczerze zmartwionego, że nie możemy spać. Co będzie jutro? Co będzie za miesiąc? Co będzie za rok? Nie wiem. KONIEC [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||