Home
Bordowicz Maciej Zenon Ewa wzywa 07... 073 Handlarze jabłek
Baniecka Ewa Joœka pamiętnik maturzystki(1)
Bialolecka_Ewa_ _Kamien_na_szczycie .
Lien_Merete_ _Zapomniany_ogród_03_ _Hotel_pod_Białą Różą
Montgomery Lucy Maud Biała magia
Morgan Sarah Klejnot Sycylii 4
Boys and Foreign Language Learning.Real Boys Don't Do Languages (J.Carr&A.Pauwels)
Misiuna Odrodzenie magii
Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
śÂšmierć‡ Achillesa Akunin Boris
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anusiekx91.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    wyłamały się, lecz po prostu zniknęły, pozostawiając po sobie cztery króciutkie
    kikuty, ścięte z jubilerską precyzją.
     Może jeszcze jakieś dowody? Umiemy całkiem sporo. Tylko przedmiot
    eksperymentów może się nieco sfatygować  ciągnął z uciechą ten sam głos
    i Arn-Kallan zorientował się, że należy do chłopca, który przedstawił się jako
    Iskra.
     Nie ośmielicie się!  wybełkotał Garanso. Na jego twarzy złość walczy-
    ła z obawą. Postawy bezczelnych młodzieńców wykazywały jednak, że mogą się
    ośmielić. Spotkanie zaczęło toczyć się w niepożądanym kierunku, więc Arn-Kal-
    lan uciął pospiesznie:
     Dziękujemy. Więcej nie trzeba. Chcę natomiast. . .
    W tym momencie zbliżył się do niego wysoki, kędzierzawy chłopak, który
    do tej pory stał z boku  milczący i nieruchomy tak, że niemal trudno było go
    odróżnić od słupów podtrzymujących strop. Posłał lordowi na wpół przeprasza-
    jący uśmiech, po czym ostrożnie dotknął szpilki spinającej jego płaszcz. Pochylił
    się, oglądając ją uważnie, a potem wyciągnął z tkaniny i przysunął bliżej światła.
    Arn-Kallan zastanowił się mimochodem, jak duże zapasy cierpliwości ma jeszcze
    na składzie.
     Kłos!  powiedział któryś z chłopców, a lord usłyszał w jego głosie na-
    bożne zdumienie.
    Szpila miała rzeczywiście kształt kłosa. Trzpień zachował naturalną barwę
    złotego kruszcu, lecz wyżej metal pokryto zieloną emalią, jakby kłosek był nie-
    dojrzały. Był to tani drobiazg, lecz Arn-Kallan cenił go i lubił, gdyż poręczny
    klejnocik stanowił podarek od królowej.
     Zielony kłos!  wędrowały od ust do ust słowa, jakby zwykła spinka była
    czymś absolutnie nadzwyczajnym.
     To pewnie on.
     On? Myślisz, że on?
     Z pewnością. Jest naznaczony.
    85
    Lord wziął głębszy oddech. Wyjął szpilkę z palców wysokiego maga i na po-
    wrót wpiął w płaszcz.
     Zostałem zobowiązany do wyjaśnienia, co członkowie Kręgu Magów ro-
    bią na northlandzkiej ziemi  starał się, by zabrzmiało to bardzo stanowczo
    i oficjalnie.
     Czekaliśmy na ciebie. I Ona cię przysłała  usłyszał odpowiedz.
    Bezwiednie dotknął prezentu od królowej.
     Nie. To tylko podarunek od królowej. Przysyła mnie Jego Wysokość Atael.
    Lekka konsternacja. Wymiana spojrzeń, drobne gesty, jakby chłopcy wysyłali
    sobie ustalone sygnały. Wreszcie decyzja.
     Nie szkodzi. Ona wie lepiej. Mieliśmy czekać na kogoś ze znakiem. Przy-
    byłeś. Powiesz nam, co dalej robić.
    Arn-Kallan doznał przerażającego wrażenia, że właśnie został wciągnięty
    w sam środek jakiegoś spisku, o którego istnieniu do tej pory nie miał pojęcia,
    a ma w nim do odegrania kluczową rolę. Zielony kłos na białym polu był herbem
    rodu Ainelów, z którego pochodziła królowa. Jakiekolwiek powiązania z Kręgiem
    i tymi tutaj mieli Ainelowie, na pewno nie wiedział o nich król. ONA, wypowiada-
    ne z takim naciskiem, zapewne oznaczało samą Jej Wysokość Iditalin, lecz czemu
    królowa nie uprzedziła go nawet słowem, skoro widzieli się tuż przed wyjazdem
    i nawet życzyła mu szczęśliwej podróży? No cóż, będzie musiał zamaskować swo-
    ją ignorancję i delikatnie pociągnąć za język tych zuchwałych młokosów. Wyniki
    mogą okazać się nader interesujące. Na szczęście Garanso milczy, nie próbując
    już zajmować eksponowanej pozycji. Może boli go język, a może wreszcie po-
    szedł po rozum do głowy. Znalazł sobie miejsce na zydlu pod ścianą i tylko omiata
    wzrokiem okolicę jak szuler czyhający na ofiarę. Krok od niego, w niszy sypialnej
    częściowo przysłoniętej kotarą, Arn-Kallan dostrzegł jeszcze kogoś  białe, ary-
    stokratyczne dłonie złożone na kolanach, szczupłe ramię, zarys ust i czubek nosa.
    Tyle widać. Kobieta czy raczej może dziewczyna, biorąc pod uwagę średni wiek
    młodych magów. Siostra, a może nałożnica jednego z nich. Po babsku ciekawska.
    Mieszkańcy ziemnego domu nareszcie przypomnieli sobie o dobrych manie-
    rach. Zaproszono ela i obu przybyłych do stołu, na którym znalazły się ciastka
    w towarzystwie sławnego tutejszego miodu. Wypieki mogły służyć za pociski do
    procy, za to Arn-Kallan z niekłamaną przyjemnością umoczył wargi w słodkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.