Home Debra Webb ZakśÂadnicy Harry Houdini Miracle Mongers And Their Methods 1057. DUO Celmer Michelle Erotyczne fajerwerki Buechting Linda (Jamison Kelly) FaśÂszywa wróśźka Pilcher Rosamunde Dziki tymianek Higgins Jack Gra dla bohaterów Falkensee Margarete von Noce BśÂćÂkitnego AniośÂa Barbara Kosmowska Niebieski autobus Jennifer L. Jordan Kristin Ashe Mystery 6 Selective Memory Child Maureen SkśÂóceni kochankowie |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] staruszku. Eric Deeds podrapał Rocco pod pyskiem. Szczeniak miał uszy przyklejone do głowy i ogon między nogami. Wyglądał na zawstydzonego, uciekał wzrokiem. Znam ją. Bob zabrał psa z kolan Erica, przeniósł go na swoje i podrapał go za uszami. Parę razy pomogła mi przy Rocco. Kiedy Bob niespodziewanie zabrał szczeniaka Ericowi, ten spojrzał na niego, mrużąc oczy, jakby pytał: Co to, kurwa, ma znaczyć? . Nadal się uśmiechał, ale nie był to szeroki uśmiech, raczej zupełnie pozbawiony radości. Uniósł brwi, co nadało jego oczom pełnego zaskoczenia wyrazu, jakby nigdy nie spodziewały się znalezć na jego twarzy. W tej chwili wyglądał na człowieka skłonnego do okrucieństwa, człowieka, który użalając się nad sobą, resztę świata ma w dupie. Rocco? spytał. Bob skinął głową. Rocco odkleił uszy od czaszki i polizał go po nadgarstku. Tak się nazywa. A ty jak na niego wołałeś? Psie . Czasem sukinsynu . Bob stracił na jakąś sekundę zdolność artykułowania słów. Jest mój powiedział w końcu. Eric pokręcił głową. Wziąłeś go ode mnie w leasing. Spojrzał na psa w ramionach Boba. Termin upłynął. Biłeś go. Eric sięgnął do kieszeni koszuli. Wyjął papierosa i włożył go do ust. Zapalił, zgasił zapałkę i rzucił ją na kuchenny stół Boba. Tu nie wolno palić. Eric zmierzył Boba nieruchomym spojrzeniem i palił dalej. Ja go biłem? Aha. No i co z tego? Eric strzepnął popiół na podłogę. Zabieram psa, Bob. Bob wyprostował się, prezentując całą swoją wysokość. Mocno przytulił Rocco, który zaczął się trochę wiercić i lekko uszczypnął go zębami w wierzch ręki. Jeśli sytuacja do tego dojrzeje, zdecydował Bob, staranuje Erica Deedsa swoim ciałem, mierzącym metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ważącym ponad sto dwadzieścia kilo. Nie teraz, tak zwyczajnie stojąc, ale gdyby Eric wyciągnął rękę po Rocco& O, wtedy& Eric uśmiechnął się do niego. Wszedłeś w tryb bojowy, co? Usiądz. Serio. Odchylił się na krześle i wydmuchnął dym w sufit. Spytałem, czy znasz Nadię, bo ja ją znam. Od dzieciństwa mieszkamy na tym samym osiedlu. Zmieszna rzecz z tymi dzielnicami, można nie znać wielu osób, zwłaszcza jeśli nie są w twoim wieku, ale z osiedla znasz wszystkich. Spojrzał na Boba, który usiadł. Widziałem cię tamtej nocy. Zrobiło mi się głupio, że mnie tak poniosło, no nie, więc wróciłem sprawdzić, czy zwierzak naprawdę zdechł. I zobaczyłem, jak go wyjmujesz z kubła i niesiesz na ganek Nadii. Zabujałeś się w niej? Naprawdę powinieneś już iść powiedział Bob. Nie dziwiłbym się. Może to nie jakaś miss świata, ale i nie kompletny pasztet. A ty też piękny nie jesteś, co nie? Bob wyjął z kieszeni komórkę i otworzył klapkę. Dzwonię na policję. Ależ proszę. Eric skinął głową. Zarejestrowałeś go i tak dalej? Przepisy wymagają, żeby zarejestrować psa. Co z chipem? Co? spytał Bob. Chip identyfikacyjny. Wszczepiają je psom. Jak sierściuch ucieknie i ktoś przyniesie go do weterynarza, to ten skanuje psa, sczytuje kod kreskowy i wysyła wiadomość właścicielowi. A właściciel ma przy sobie taki świstek, na którym jest numer chipu. O, taki. Eric wyjął z portfela karteczkę i pokazał ją Bobowi. Widniał na niej kod kreskowy i inne takie. Po chwili schował ją do portfela i powiedział: Masz mojego psa, Bob. Pies jest mój. Eric spojrzał Bobowi w oczy i pokręcił głową. Bob przeniósł Rocco przez kuchnię. Otwierając drzwi klatki, czuł na plecach spojrzenie Erica Deedsa. Włożył szczeniaka do klatki. Wyprostował się. Odwrócił się do Erica i powiedział: Wychodzimy. Serio? No. Eric klepnął się w uda i wstał. No to w takim razie wychodzimy. Przeszli ciemnym korytarzem i znowu stanęli przed drzwiami. Eric zauważył stojak z parasolem. Wyjął go i spojrzał na Boba. Parę razy rozłożył i złożył parasol. Biłeś go powiedział Bob, bo wciąż wydawało mu się to istotnym szczegółem. Ale powiem policji, że ty to robiłeś. Eric nadal rozkładał i składał parasol przy cichym łopocie materiału. Czego chcesz? spytał Bob. Eric uśmiechnął się do niego nieznacznie, jakby intymnie. Zciśle owinął parasol paskiem. Otworzył drzwi. Wyjrzał na zewnątrz, a potem przeniósł spojrzenie na Boba. Teraz jest słonecznie, ale nigdy nie wiadomo. Wyszedł na chodnik, odetchnął głęboko i ruszył przed siebie pod bezchmurnym niebem, niosąc pod pachą parasol. Rozdział 8 Reguły i przykazania Eric Deeds urodził się i wychował (jeśli można to tak ująć) w East Buckingham, ale parę lat parę trudnych lat spędził poza domem. Wrócił do niego nieco ponad rok [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||