Home
Bialolecka_Ewa_ _Kamien_na_szczycie .
Glowacki Janusz Czwarta siostra
Część 1 Angus , stringi i przytulanki
Sandemo Margit Saga o Królestwie śÂšwiatśÂ‚a 01 Wielkie Wrota
Drummond June Brzemić™ winy
Hoffman. .Short.Course.on.the.Lie.Theory.of.Semigroups I.(1991).[sharethefiles.com]
Krollear
Carey Mary Virginia Tajemnica śÂšmiertelnej PuśÂ‚apki
Chmielewska_Joanna_ _Najstarsza_prawnuczka
Tribesmen of Gor John Norman
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    of America, czyli CIA w Hayde Parku, niedaleko Nowego Jorku. Proszę nie mylić z
    Central Inteligence Agency.  Uśmiechnął się chytrze.
     Do licha.  Szyc cichutko gwizdnął.  Musi pan być rzeczywiście niezwykłym
    kucharzem. Słyszałem cuda o umiejętnościach ludzi, którzy skończyli Amerykański
    Instytut Kulinarny.  Dość wylewnie podkreślił swój podziw.  Czy w Polsce
    doceniono aby pana wykształcenie?  zapytał.
    Jerzy nabrał odwagi i całkiem swobodnie poddał się wymianie zdań.
     Jestem zadowolony ze swojej pracy, choć może nie jest ona ukoronowaniem moich
    marzeń i możliwości.
     Wyobrażam sobie. Przecież dyplom CIA to przepustka do najlepszych restauracji
    świata, a gaża w nich oznacza niebagatelne sumy.  Zachwyt na twarzy Szyca
    wyglądał na szczery.  Muszę się panu przyznać  ściszył głos i rozejrzał się
    tajemniczo  że dobre jedzenie przysunął się bliżej i wyszeptał to moja słaba
    strona.  Poklepał się niedwuznacznie po zarysowującym się lekko brzuszku.  Ta
    słabość wiele mnie kosztuje. Nie myślę o pieniądzach, lecz bardziej o kaloriach.
    Walka z nimi to wielki problem. Oddałbym wszystko za soczysty befsztyk w
    ananasach i mus z homara, a na deser gruszki w karmelu. Do tego kieliszek 
    przymknął powieki i z rozrzewnieniem wyszeptał  Pinot Noir.
     Odpowiedniejsze do tego byłoby Sauvignon Blanc  wtrącił Jerzy.  Jest
    lżejsze, nie zabija smaku potraw.
     Czuję, że nie będziemy mieli problemu ze znalezieniem wspólnej płaszczyzny
    porozumienia  zażartował Szyc.  Z artystami rozmawia mi się dużo lepiej.
     Chciałbym, żeby pana słowa stały się faktem. Co do moich
    33
    artystycznych umiejętności, trudno się będzie o nich przekonać. W Polsce jeszcze
    wciąż nie mam pełnych możliwości wykazania się swoją wiedzą. U nas gotowanie
    musi być kalkulowane według kieszeni klienta, brakuje smakoszy, którzy zapłacą
    za wyszukane dania. Więc znajomość kilkudziesięciu gatunków chleba, dwustu
    rodzajów win, tudzież innych trunków oraz przyrządzanie potraw z
    najwyszukańszych ryb świata dla mnie niedługo przejdzie do historii.
     To jest to  gorliwie potwierdził Szyc.  Wiadomo, że praktyka czyni mistrza,
    bez niej, tak pan jak i ja, nic nie jesteśmy warci.  Pokiwał głową.  Jedno
    mnie tylko frapuje.  Spojrzał Jerzemu głęboko w oczy.  Jak udało się panu
    dostać do tej szkoły? Wiem, że to prawie niemożliwe. Córka kolegi lekarza,
    zamożnego i z kontaktami, marzyła, żeby się tam dostać. To najlepsza szkoła
    kucharska w świecie i jedna z najdroższych. Musiał pan mieć zamożnego sponsora.
     Tak...  Jerzy potwierdził.  Rzeczywiście, miałem szczęście.  Zrobił taką
    minę, jakby nie chciał o tym rozmawiać. Szyc zorientował się błyskawicznie.
     Racja, tę historię zostawimy na inną okazję. Czas wziąć się do roboty.
    Wbrew obietnicom rozmowa jeszcze nie raz podpływała nieśmiało ku brzegom
    kulinarnych rozkoszy i ku wymyślnym przepisom francuskich sosów, włoskich
    makaronów i meksykańskich, wypalających trzewia przypraw. Szyc, wielki
    degustator, popisywał się talentem w pogłębianiu gastronomicznych przepisów.
    Widać był człowiekiem obytym i oczytanym, potrafił podjąć każdy temat z
    zadziwiającym znawstwem. Ciekawe, czy wynikało to z dociekliwości, z wiecznie
    niezaspokojonej potrzeby poznawania, czy też było następstwem specjalnych
    umiejętności psychoanalityka, który brylując precyzyjnie przez niezgłębione
    obszary wiedzy, wyławiał z pozornie nic nie znaczących dialogów informacje
    niezbędne do rozszyfrowania przeciwnika. Jeżeli tak, robił to w stylu iście
    mistrzowskim, bez cienia fałszu czy podstępu, a elektrody zatopione dyskretnie w
    ciele rozmówcy przekazywały mu misternie skrywaną prawdę. Wtedy obserwo-
    34
    wał, jak zmieniają się maski na twarzy pacjenta, gdy unikając czystych faktów,
    zatapiał się w narzucony mu od niechcenia świat fikcji, iluzji. Jak wytyczając
    kierunek rozmowy, potrafił przebrać spośród sztucznych znaczeń, wydumanych
    symboli ziarno prawdy. Gdy w słowach rozmówcy materializują się marzenia, gdy
    odkryta przyłbica odsłania ukryte żale, ukazuje się jak na dłoni jego duchowa
    kondycja.
     A więc nazywali pana  Sailor". Dlaczego?
     Miałem dość mocno wykształcony odruch brylowania.  Jerzy zagłębiał się coraz
    dalej w przeszłość, wspominając lata nauki.  Byłem jedynym studiującym tam w
    owym czasie Polakiem. Musiałem wytrwać, a jednocześnie czegoś się nauczyć.
    Wierny narodowej umiejętności radzenia sobie w każdej sytuacji, pływałem, by nie
    odpaść z zawodów. Byłem wtedy samotnym, młodym, bardzo zagubionym człowiekiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.