Home
Falkensee Margarete von Noce Błękitnego Anioła
DUO Mayo Margaret Prezent na Gwiazdke
353. Morgan Raye Ĺťona z katalogu
M007. O'Neill Margaret Świąteczny dyżur
technik.elektryk_311[08]_z5.01_u
Alan Burt Akers [Dray Prescot 10] Avengers of Antares (pdf)
Drugi krć…g 3 PiośÂ‚un i miód Ewa BiaśÂ‚ośÂ‚ć™cka
DośÂ‚ć™ga Mostowicz Tadeusz Bracia Dalcz i S ka tom II
Agatha Christie Dom nad kanaśÂ‚em
Conan Doyle, Sir Arthur Baskerville
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    spuszcza z mojego wielkiego brzucha. No, ale o nas na dziś wystarczy. Chcemy
    się czegoś dowiedzieć o tobie. Co się dzieje na tym końcu świata? Musisz się
    sama okropnie czuć!
    - Kiedy nie jestem wcale sama - odparła Maddy. - Pracuję z miłymi
    ludzmi, miasteczko jest o wiele większe, niż myślałam, a przychodnia
    znakomicie wyposażona.
    - No dobrze, ale co robisz po pracy? - nalegała Fee.
    - Dziś miałam pierwszy wolny dzień i zwiedzałam St Kellier's.
    Przyjaciółki wybuchnęły śmiechem.
    - Zajęło ci to pewnie całe pięć minut - skomentowała Naomi.
    - 59 -
    S
    R
    - A właśnie że nie - oburzyła się Maddy. - Zajęło mi to całe popołudnie.
    Pilgrim Street nie przypomina może Oxford Street, ale jest na niej wszystko,
    począwszy od małych, eleganckich sklepików, a skończywszy na delikatesach.
    A w małej uliczce wybrukowanej kocimi łbami natrafiłam na niezwykłą, starą
    herbaciarnię. Jakie tam były znakomite paszteciki...
    - Dobrze, już dobrze, przyznajemy, że St Kellier's nie jest żadną zapadłą
    dziurą, ale czy naprawdę nie tęsknisz do dużego miasta i do nas? - spytała
    rozżalona Fee.
    - Ależ oczywiście! I do dziś rano ile razy sobie o was pomyślałam, za
    każdym razem chciało mi się ryczeć.
    - No to mów teraz, co takiego wydarzyło się dziś rano? Umieram z
    ciekawości - rozległ się głos Naomi.
    Palce Madeleine zacisnęły się mocniej na słuchawce. Chciała tak bardzo
    opowiedzieć im wszystko o Stewarcie Trellawneyu, zwierzyć się ze swych
    myśli, nie wiedziała jednak zupełnie, jak zacząć.
    Zapadło milczenie.
    - Czy ma to jakiś związek z twoim szefem, tym przystojnym lekarzem, o
    którym nam opowiadałaś? - spytała w końcu Naomi.
    Jak ona się tego domyśliła?
    - Zgadłaś - przyznała Maddy - ale ja przecież nigdy nie mówiłam, że on
    jest przystojny.
    - Mówiłaś, że wcale nie jest stary i można się było łatwo domyślić, że jest
    całkiem, całkiem...
    - Jest w nim coś takiego, że trudno mu się właściwie oprzeć, chociaż on
    sobie zupełnie nie zdaje z tego sprawy. Myśli tylko o pracy i zmusza
    wszystkich, żeby szli w jego ślady, ale nikt nie ma nic przeciwko temu. I jak on
    cudownie traktuje pacjentów...
    - Widzę, że zupełnie straciłaś dla niego głowę! Maddy wahała się przez
    chwilę.
    - 60 -
    S
    R
    - Tak... to znaczy trochę... - zaczęła - tylko że...
    - Tylko że co?
    - Alison, lekarka z naszej przychodni, opowiadała mi, że on udaje tylko
    takiego twardego, ale w rzeczywistości jest bardzo wrażliwy. To wszystko ma
    jakiś związek z jego zmarłą żoną i dlatego on jest bardzo skryty. Myślę, że ona
    ma rację, bo on rzeczywiście jest ogromnie wrażliwy, a przy tym smutny, więc
    zdecydowałam dziś rano...
    - Zobaczyć, co się kryje w jego wnętrzu - wtrąciła Fee.
    - I podać mu pomocną dłoń - dodała Naomi. - Inaczej nie byłabyś sobą.
    I podać mu pomocną dłoń! Jak one mnie dobrze znają, pomyślała Maddy.
    - Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić - oznajmiła.
    - Pojęcia nie mam, co z tego wyjdzie, wiem tylko, że muszę spróbować,
    bo on jest tego naprawdę wart.
    - Uważam, że to mądra decyzja, skoro tylko tak czujesz - odezwała się
    Fee.
    - Zwięta prawda - zgodziła się Naomi. - Nie zwlekaj więc i od razu
    zabierz się do dzieła.
    Przez chwilę jeszcze rozmawiały, głównie o maleństwie, na które czekała
    Fee, a potem się pożegnały, obiecując sobie telefoniczne spotkanie podczas
    kolejnego weekendu.
    Niedziela upłynęła Maddy całkiem miło. Rano przeglądała grube,
    świąteczne wydanie swej ulubionej gazety i trochę sprzątała, a po lunchu
    wybrała się na krótki spacer za miasto.
    W nocy śnieg przestał padać, na niebie pojawiło się blade, zimowe słońce.
    Wróciła do domu przed zmierzchem, a gdy wchodziła na dziedziniec, natknęła
    się na Mike'a Roacha, który właśnie pojawił się w drzwiach przychodni.
    - Dzień dobry. - Uśmiechnął się do niej szeroko. - Musiałem sprawdzić
    kartę pewnego staruszka, który właśnie miał wypadek. To jeden z pacjentów
    Stewarta, nie mogę więc niczego zaniedbać.
    - 61 -
    S
    R
    - Chyba nigdy niczego nie zaniedbujesz?
    - Pewnie, że nie, ale rozumiesz sama, co mam na myśli - pokiwał głową. -
    Na pewno jutro szef mnie do siebie wezwie i znowu będę się czuł jak na
    egzaminie.
    - Nie przesadzaj - roześmiała się Maddy. - Robisz z niego potwora, a on
    po prostu bardzo się wszystkim przejmuje.
    - Oho! Widzę, że przybyła Stewartowi nowa wielbicielka. Ma szczęście
    chłop! Ciekawe, jak on to robi?
    W głosie Mike'a nie było jednak niechęci czy złości. Przyjrzał się Maddy
    ciekawie i szybko zmienił temat.
    - Co za fajna futrzana czapa - rzekł z uśmiechem. - Bardzo ci w niej do
    twarzy.
    - To sztuczne futro.
    - Miło słyszeć. - Dotknął delikatnie jej czapki. - Mimo to bardzo jest
    ładna.
    Całkiem miły ten Mike, pomyślała Maddy, przypominając sobie jednak
    od razu ostrzeżenie Phyllis.
    - Dziękuję za komplement... Otworzył drzwiczki samochodu.
    - Muszę już niestety jechać - westchnął. - Zobaczymy się jutro rano.
    Wieczór dłużył jej się trochę, choć spędziła masę czasu na
    przygotowywaniu kolacji, a więc najrozmaitszych sałatek ze świeżych jarzyn i
    pieczonego kurczaka z bardzo wyszukanym sosem. Oszukiwała w ten sposób
    samą siebie, udawała, że oddaje się swemu ulubionemu zajęciu, a tak naprawdę
    próbowała tylko zabić czas, czekając na powrót Stewarta.
    O dziewiątej usłyszała pisk opon na zmrożonym śniegu. Podeszła do
    okna, odsunęła zasłonę i wyjrzała na oświetlony dziedziniec przed Starym
    Domem.
    Jak dobrze, że już wrócił!
    - 62 -
    S
    R
    Wysiadał właśnie z samochodu, gdy kolorowe światło latarni padło na
    jego głowę, nadając jej złocistobrązową barwę. Serce Maddy, jak zwykle na
    jego widok, zaczęło bić jak oszalałe. Zupełnie chyba zwariowałam, pomyślała.
    Znam go zaledwie od tygodnia, a nie było go tylko dwa dni! Wydawało jej się
    jednak, że od sobotniego ranka, gdy się pożegnali, minęły wieki.
    Ręka, którą przytrzymywała zasłonę, drgnęła lekko i w tej właśnie chwili
    Stewart spojrzał do góry. Czy zobaczył smugę światła i domyślił się, że na niego
    czekam?
    - Mam nadzieję, że nie - mruknęła pod nosem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.