Home Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka KoĹowa Adams Douglas 02 Restauracja na koĹcu wszechĹwiata Carroll Jonathan KoĹci ksiÄĹźyca (pdf) Quentin Patrick CzĹowiek w matni Coughlin Patricia Przebudzenie Kraszewski Józef Ignacy Boleszczyce John Ringo Council War 04 East of the Sun, West of the Moon v5.0 610. Fielding Liz Ideal bez skazy Crespy Michel śÂowcy gśÂów 02 Destrukcja |
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Przytaknął uroczyście. - Oczywiście. Adam angażuje w to całą swoją watahę. Chodz, odprowadzę cię do samochodu. Usłyszałam warkot odjeżdżającego volvo i Samuel wrócił do domu. Sprawiał wrażenie tak wykończonego, jak ja się czułam. - Adam wysłał kilku swoich pod Czerwonego Lwa", czekają tam na twoją matkę. Będzie bezpieczna. - Jak dyżur? - zagadnęłam. Rozpromienił się. - Jeden głupol zabrał swoją ciężarną żonę na drugi koniec kraju w odwiedziny do jej matki. Na dwa tygodnie przed terminem. Zdążyłem, żeby zabawić się w łapacza. Samuel uwielbiał dzieci. - Chłopiec czy dziewczynka? - Chłopiec. Jacob Daniel Arlington, dwa dziewięćset. - Byłeś u Adama? Widziałeś Stefana? Kiwnął głową. - Wstąpiłem tam po drodze do domu. Zrobiłem, ile mogłem. Zwykle raczej pomagam jeszcze żywym ludziom. Z martwymi radzę sobie gorzej. - I co? - Nic. - Wzruszył ramionami. - Robi to, co zazwyczaj zwykł robić za dnia. Nie do końca śpi, ale coś w tym stylu. Myślę, że będzie tak jeszcze dzisiaj i jutro. Czyli stwierdziłem tyle, ile mógł stwierdzić pierwszy lepszy rozsądny człowiek. Co też wytknął mi Adam. Dorzucił jeszcze, że jestem zmęczony i nieprzydatny, po czym odesłał, żebym miał na ciebie oko w razie, gdyby Marsilia coś kombinowała. - Zmęczony i nieprzydatny - udałam współczucie. - Patrz, i mimo to zaprzągł cię do roboty. - Zdaje się, że Adam uważa cię za swoją oficjalną towarzyszkę. A biorąc pod uwagę, że już raz tak było, bez twojej zgody, uznałem, że lepiej się upewnię u zródła. Uniosłam ręce w geście poddania. - A mam wyjście? Mama stwierdziła, że jest seksowny, więc nie mam wyboru, muszę przyjąć jego zaloty. Poza tym to takie okropne, kiedy mężczyzna płaszczy się i... błaga. - Jasne. - Zaśmiał się. - Szoruj do łóżka, Mercy. Niedługo świt. - Zaczął iść w stronę swojej sypialni, ale zatrzymał się i odwrócił. - Wspomnę Adamowi, że mówiłaś, jak to cię błagał. - Tak? - Uniosłam brwi. - A ja mu powiem, że podejrzewałeś go o kłamstwo. - Dobranoc, Mercy - pożegnał mnie wesoło. Przyjęłam Adama świadomie, z otwartym sercem. Ale Samuel nadal potrafił mnie rozbawić. Jego też kochałam. Jednak mnie martwił. Czasami wydawał się tym dawnym Samuelem, zabawnym, beztroskim, a czasami odnosiłam wrażenie, że przeważnie gra, jak aktor trzymający się didaskaliów - Wchodzi na scenę z lewej strony i uśmiecha się wesoło". Przyjechał do mnie, żeby sobie pomóc, to dobry znak. Jak w przypadku alkoholika, który decyduje się na iść na spotkanie AA. Nie byłam jednak pewna, czy pobyt tutaj zmienia coś na lepsze. Był stary. Starszy, niż sądziłam, wychowując się w stadzie jego ojca. I choć wilkołaki nie umierają ze starości tak jak ludzie, starość zabija je równie skutecznie. Może mogłabym Samuela pokochać inaczej. Gdyby nie Adam. Gdybym zgodziła się być jego towarzyszką, tak jak pragnął tego, wprowadzając się do mnie, może wróciłby do siebie. Zmarszczył brwi. - Co jest? Ale nie można związać się z kimś, żeby mu pomóc, nawet jeśli się go kocha. A ja nie żywiłam do Samuela takich uczuć, jakie kobieta powinna żywić do partnera, w ten sposób kochałam Adama. I Samuel też nie czuł tego w stosunku do mnie. Prawie, lecz nie do końca. A prawie robi różnicę. - Kocham cię, wiesz? Przez chwilę twarz wilkołaka pozostała bez wyrazu. - Wiem - odpowiedział. Jego zrenice zwęziły się, a szare tęczówki pojaśniały niesamowicie. Potem uśmiechnął się serdecznie, ciepło. - Ja też cię kocham. Poszłam spać z uczuciem, że w tym wypadku prawie" mogłoby wystarczyć. Samuel miał rację, ranek przyszedł zbyt wcześnie. Ziewnęłam, skręcając w ulicę, przy której znajdował się mój warsztat... I zatrzymałam się na środku jezdni. Resztki snu wyparowały ze mnie jak kamfora. Ktoś obrał sobie mój interes za miejsce zabawy z użyciem farby w spreju. Przyjrzawszy się dziełu, ruszyłam na parking, zatrzymując się obok starej furgonetki Zee. Siwiejący mężczyzna wyłonił się z biura i podszedł do mnie w chwili, gdy wysiadałam ze swojego vana. Wyglądał na pana dobiegającego sześćdziesiątki, najwyżej tuż po, ale był znacznie starszy - nigdy nie oceniaj wieku pradawnej istoty po wyglądzie. - Niezle - podsumowałam. - Należy im się podziw za zaangażowanie. Musieli tu siedzieć co najmniej kilka godzin. - I nikt tędy nie przejeżdżał? - warknął Zee. - Nikt nie wezwał polizei? - Hm, pewnie nie. Nocą nie ma tu praktycznie żadnego ruchu. Odczytując napisy, uświadomiłam sobie, że na ich podstawie można wyciągnąć pewne wnioski co do autorów, którzy potraktowali mój warsztat niczym płótno. Zieloną Farbą musiał był jakiś chłopak, którego mózg funkcjonował podobnie jak mózg Bena - w każdym razie na to wskazywał dobór słów. - Patrz, dziwka" napisał z błędem. Ciekawe, czy umyślnie. Na oknie frontowym jest poprawnie. Gdzie pisał najpierw, tu czy tu? - Zadzwoniłem do tego twojego zaprzyjaznionego policjanta, Tony'ego - powiedział Zee, zgrzytając z wściekłości zębami. - Spał, ale będzie tu za pół godziny. - Owszem, nieczłowiek pewnie był zdenerwowany z mojego powodu, ale głównie, jak sądziłam, chodziło o stan warsztatu. Niegdyś interes należał do niego. Jeszcze parę dni temu sama bym tak zareagowała, jednak po drodze wydarzyło się tak wiele, że pomazana elewacja stanowiła teraz najmniejsze z moich zmartwień. Czerwona Farba miał zdecydowanie wyrazniejsze cele ideologiczne niż Zielona. Wymalował tylko dwa słowa, kłamczucha" i morderczyni", za to wielokrotnie. Adam zainstalował wszędzie kamery, więc gotowa byłam się założyć, że na taśmach, z czerwoną farbą w ręku, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||