Home
Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 29 Miłość Lucyfera
10. Price Maggie Intryga i miłość Przedmiot pożądania
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia
072. Evans Jean Nie odrzucaj mojej miłości
1.Dzieje śąydów w Polsce Obszerne opracowanie historyczne
Niespodziewany GośÂ›ć‡
Long Julie Anne Nieuchwytny ksiaze
078. Hammond Rosemary Dwa serca, dwa śÂ›wiaty
Computer Viruses The Technology and Evolution of an Artificial Life Form
0032. Monroe Lucy Grecki magnat
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl

  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Okazało się, że była to czarna, słonawa oliwka. Nigdy w taki sposób nie
    flirtowała. Zaskoczyło ją, jakie to podniecające. Gdy uniosła powieki, w
    jego oczach ujrzała to samo pragnienie. Gdyby tylko nie byli w miejscu
    publicznym...
    Potarła oliwkę o dolną wargę i zwilżyła usta czubkiem języka.
    - Jane, czy ty próbujesz mnie uwieść?
    - No coś ty, w barze pełnym ludzi?
    Mitch pochylił się, poczuła jego usta bawiące się jej uchem.
    - To działa - szepnął.
    Po chwili skończyli lunch, a Mitch jechał jak wariat do mieszkania. Jane
    nigdy nie sądziła, że sofa może tak szybko zmienić się w łóżko. Sama nie
    mogła się doczekać.
    Mitch działał jednak powoli. Badał, drażnił, smakował Jane. I wcale się
    nie śpieszył, gdy ona...
    239
    - Ty draniu! Jeśli będziesz się dłużej ze mną droczył, to...
    - Madame, czyżbyś mi groziła?
    - Tak! Mitch... błagam... - Chwyciła jego palce, kazała się pieścić nie
    delikatnie, tylko mocno, szaleńczo. - Mocniej! - Docisnęła się ciałem do
    jego dłoni.
    Mitch wsunął w nią jeden palec.
    - Już lepiej?
    - Nie.
    Wsunął drugi palec.
    - A teraz?
    - Nie. Przestań.
    - Proszę bardzo. - Wysunął palce.
    - Nie!
    Jane otwarła oczy i patrzyła na niego.
    -  Przestań" zwykle oznacza  nie" - przypomniał jej Mitch.
    - Chciałam powiedzieć: Przestań się ze mną drażnić.
    - To powiedz mi, czego pragniesz. Poczuła, że czerwieni się na twarzy.
    - Chcę...
    - Nieśmiałość?
    Tego było za wiele. Jane usiadła i pchnęła go na łóżko.
    - Po prostu ci pokażę.
    - Uwielbiam, jak zmieniasz się w kapitana statku. Zmiał się jeszcze
    jedynie przez moment. Zaczęła drażnić się z nim dokładnie tak samo, jak
    240
    on to robił z nią. Doprowadzała go do momentu, w którym żebrał o
    więcej. Zniżała się z pocałunkami w dół jego ciała, a jej nagrodą były
    dreszcze, które nim wstrząsały. I dobrze.
    Ale jeszcze nie skończyła. Nie tak szybko!
    Koniuszek jej języka zatoczył koło wokół jego pępka i posunął się w dół,
    aż wreszcie dotarł do czubka prącia.
    - Jane, jesteś...
    Ha! Właśnie do takiego stanu chciała go doprowadzić. %7łeby nie mógł się
    wysłowić, tak jak ona przed chwilą nie mogła. Ciepłym oddechem
    drażniła go, zatrzymując usta o milimetr.
    - Jane... Ja., zaraz...
    - Monsieur, czyżbyś mi groził? - zakpiła.
    - Nie. To prośba. Jane... Proszę!
    Usiadła na jego udach, ujęła jego członek w dłoń i zaczęła powoli
    wsuwać w siebie. Milimetr po milimetrze. Obserwowała wyraz twarzy
    Mitcha - pożądanie mieszające się z przyjemnością, radością i
    nie-wysłowioną rozkoszą...
    Nie wyszli z łóżka przez resztę dnia. Mitch zrobił wyjątek, gdy sięgnął po
    komórkę i zamówił chińszczyznę. Którą też zjedli w łóżku.
    Było jej ciepło i wygodnie w jego ramionach. Leżeli, słuchając muzyki
    klasycznej. Ale następnego dnia był poniedziałek i życie musiało wrócić
    do normalnego rytmu.
    241
    Usiadła na łóżku, pocałowała Mitcha.
    - Naprawdę powinnam już iść do domu - stwierdziła niechętnie.
    - Dlaczego?
    - Przecież rano idę do pracy. Ty pewnie też masz coś do roboty?
    - Mhm. A jest jakaś szansa, żebyś wzięła sobie trochę wolnego w tym
    tygodniu? Choćby jeden dzień?
    - Porozmawiam z szefową. To zależy, czy ktoś inny nie jest na urlopie.
    - Dobrze. Ale przynajmniej mogłabyś iść do pracy jutro prosto stąd.
    - Przecież nie mam tu ubrania ani bielizny. Ani...
    - No dobrze. To przyjdę po ciebie do pracy. Pójdziemy do kina, a potem
    na jakieś jedzonko.
    - To znaczy, że będziemy siedzieć do pózna. - Pokręciła głową. - Nie
    mogę zarywać nocy, gdy następnego dnia idę do pracy.
    Pocałował ją w czoło.
    - Stąd jest bliżej na West End niż z twojego mieszkania, więc jeśli
    zostaniesz u mnie na noc, to nie zarwiesz nocy. Gdy odwiozę cię do
    domu, spakujesz się i dasz mi torbę, żebym zabrał ją z sobą tutaj na jutro.
    - Ja...
    - A jeśli pozwolę ci wybrać film?
    - Wytrzymasz babski film? - rzuciła przekornie. Była pewna, że woli
    filmy akcji.
    - Biorąc pod uwagę, że dostanę dużą porcję
    242
    lodów i po filmie spędzisz ze mną noc, to myślę, że wytrzymam na
    babskim filmie.
    - Okej. Ale wejdziesz do mnie dziś i przedstawię cię moim
    przyjaciółkom?
    - Jak cię odwiozę, to potem mam coś do zrobienia. - Widział, jak ją to
    zasmuciło. Pocałował Jane w policzek. - Przestań się martwić. Wszystko
    będzie w porządku.
    Przez parę kolejnych dni Jane wydawało się, że ich związek stawał się
    trwalszy i silniejszy. Poszli do kina na romantyczną komedię, na której
    Mitch ledwie uśmiechnął się może z jeden raz, ale słowem nie marudził.
    - Nie podobał ci się ten film, prawda? - zapytała Jane, gdy zamówili
    dania.
    Uśmiechnął się do niej seksownie.
    - To prawda, ale wiesz jak to jest w życiu: Ciężka praca popłaca.
    - Ty ciągle o tym samym...
    - No cóż... - Jego uśmiech zmienił się w szelmowski.
    Tego wieczora kochali się powoli i czule, aż Jane chciało się płakać ze
    wzruszenia. To było coś więcej niż seks. To była... deklaracja miłości.
    We wtorkowy wieczór Mitch odebrał Jane z pracy i znowu zjedli obiad na
    mieście, pospacerowali nad rzeką, ale tym razem odwiózł ją taksówką
    pod dom i odjechał, dopiero gdy upewnił się, że Jane weszła bezpiecznie
    do domu.
    243
    Ani razu nie wspomniał o dziecku, znowu dał do zrozumienia, że chce się
    z tą myślą oswoić. Może wreszcie zaczynało to do niego docierać.
    W duszy Jane zaczął się tlić mały płomyk nadziei, że może wszystko się
    jakoś ułoży.
    W środę, wiedząc, że Jane wzięła dzień wolny, Mitch wreszcie pojawił
    się w jej mieszkaniu.
    - Boisz się ich, co? - zapytała Jane, otwierając drzwi.
    - Kogo?
    - Przyjaciółek, z którymi mieszkam. Czekałeś, aż wyjdą do pracy. A
    gdyby jedna z nich była chora albo pracowała na drugą zmianę?
    - Uspokójcie się, moje drżące kolana. - Roześmiał się. - Wcale się ich nie
    boję. Po prostu mam niewiele czasu i chcę go spędzać tylko z tobą.
    Jane oprowadziła go po mieszkaniu. Bardzo mu się tu podobało, dopóki
    nie doszedł do jej pokoju.
    - To najdalszy pokój od łazienki.
    - Nie szkodzi.
    - Właśnie że szkodzi. W nocy latasz w tę i z powrotem jak jojo.
    - Kiedyś przestanę latać.
    - Poza tym jest mikroskopijny. To nie jest pokój tylko karton po butach.
    - Aleja lubię swój pokój.
    - Jest miły, ale za mały. I to łóżko... nawet dla jednej osoby jest za wąskie.
    - Mnie wystarczy.
    - To jest łóżko co najwyżej dla studenta.
    244
    - Może kiedyś faktycznie była tu stancja studencka.
    - Ale ty już nie jesteś studentką.
    To prawda, ale będzie musiała sobie jakoś poradzić.
    Krytyczne uwagi Mitcha zasmuciły ją, a już kompletnie straciła humor,
    gdy weszli do galerii sztuki nowoczesnej.
    - Co się dzieje? Nie lubisz sztuki nowoczesnej?
    - Jestem trochę staroświecka.
    - Rozumiem, że nie każdy musi ją lubić, ale musisz to jakoś znieść, bo
    chciałbym pokazać ci jedno szczególne dzieło.
    Opowiadał jej o sztuce nowoczesnej i dzięki niemu spojrzała na nią z
    innej perspektywy. Wreszcie doszli do kolejnej sali. Mitch zatrzymał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sdss.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza- uśmiech Design by SZABLONY.maniak.pl.